Po 30 minutach pierwszego seta świetlna tablica na największym stadionie Indian Wells Tennis Gardens pokazała wynik, w który trudno było uwierzyć: grająca dzięki dzikiej karcie Karolina Woźniacka prowadziła 4:1. Wprawdzie wcześniejsze mecze polskiej Dunki potwierdzały, że jej powrót do zawodowego tenisa po urodzeniu dwójki dzieci nie jest żadną fanaberią znudzonej pani domu, ale mimo tych pozytywnych opinii, wiara, że liderka rankingu światowego z 2018 roku jest w stanie pokonać liderkę z 2024 roku – była niewielka.
Jednak wygrywała i pokazywała dobre rzemiosło: niezłe serwisy, mądre returny, wciąż dobre poruszanie się po korcie, z którego zawsze słynęła, także znaną przez lata umiejętność gry kątowej, dzięki której do wygrywania akcji nie była jej potrzebna jakaś nadzwyczajna potęga uderzeń.
Iga w zderzeniu z takim tenisem wydawała się trochę zagubiona. Podobnie jak z Lindą Noskovą dostosowanie gry do bieżących potrzeb chwilę jej zajęło, kosztem były te cztery przegrane gemy. W końcu jednak żywioł został opanowany, gdy Iga ruszyła do wymian z większą koncentracją i szybkością, rywalka zaczęła tracić punkty, potem gemy. Przy remisie 4:4 widać było, że Świątek jest już pewna swych akcji, niewiele czasu trzeba było, by Karolina Woźniacka przegrała jeszcze dwa gemy i set.
Czytaj więcej
W tle meczów Igi Świątek i Carlosa Alcaraza w Indian Wells trwają kuluarowe dyskusje na temat oferty połączenia ATP i WTA złożonej przez Arabię Saudyjską.
Dunka poprosiła w przerwie o pomoc medyczną przy prawej stopie, stłuczony palec zaczął mocno przeszkadzać w grze, ale nawet po opatrunku nie udało się dawnej mistrzyni Indian Wells odzyskać początkowej werwy. Zagrała jeszcze jeden gem, ale przy wyniku 4:6, 0:1 podziękowała Idze za grę.