Będzie sporo opowieści o tym, że w spotkaniu Hurkacz – Miedwiediew polski tenisista zdobył więcej punktów, że niekiedy pokazywał porywające akcje, zachwycał widzów na Rod Laver Arena znakomitą szybkością i refleksem, także wyobraźnią przy wielu wygranych piłkach, ale niestety, za styl dodatkowych punktów nie ma.
Po czterech godzinach bardzo wyrównanego meczu wygrał trzeci tenisista świata, mistrz przetrwania, „ośmiornica” – jak mawiają koledzy, od drugiego seta wyglądający na zmęczonego, ale niezmiennie odbijający skutecznie nawet bardzo mocne piłki.
Czytaj więcej
Polak awansował po raz pierwszy do ćwierćfinału Australian Open i w środę zagra z Daniiłem Miedwiediewem.
Ważnych chwil w tym spotkaniu było kilka – najpierw ostrożny początek, podczas którego obaj sprawdzali wybraną taktykę gry (lepiej zaczął Miediwiediew, prowadził 2:0), potem tie-break (zawsze musi być w meczu Hurkacza) też dla Rosjanina.
Świetny drugi set Polaka i równie mocna kontra rywala w trzecim znów kazały myśleć z troską o dalszym ciągu spotkania, ale gdy w czwartym secie Hubert odrobił stratę przełamania od 2:4 do 5:4 i wyrównał stan meczu wróciła nadzieja. Trwała niemal cały piąty set, choć to znów Miedwiediew okazał się lepszy, nawet jeśli wyglądał na takiego, który przewróci się za chwilę o własne nogi. Hubert Hurkacz oczywiście walczył do ostatniej piłki, w tej dziedzinie jest już mistrzem. Przy stanie 4:5, 15-40 obronił jedną piłkę meczową, druga – świetny skrót – była poza zasięgiem.