Nie było wielu, którzy wierzyli w taki scenariusz. Nawet początek meczu zdawał się potwierdzać, że solidność Magdaleny Fręch (72. WTA) nie wystarczy na klasę znanej Francuzki, jeszcze niedawno mistrzyni WTA Finals. Garcia objęła zatem prowadzenie 2:0, potem 4:2, by nagle, także w wyniku przypływu determinacji polskiej rywalki, stracić trzy gemy z rzędu i stanąć przed trudem zadaniem obrony seta.
Te małe zwycięstwa w gemach uskrzydliły Polkę. Jej uderzenia nabrały rozmachu, serwis stał się precyzyjny, bieganie po korcie szybsze. Zdenerwowana Caroline Garcia pogubiła się nawet przy własnym serwisie, który zwykle był jej bardzo mocną bronią. Jeden set przegrała, w drugim próbowała dojść do równowagi, ale jak już Magdalena Fręch poczula szansę na życiowy sukces, nie wypuściła jej z rąk.
Czytaj więcej
Macierzyństwo nie kończy kariery na korcie, co potwierdza tegoroczny Australian Open. Dowody są liczne, ale czy posiadanie dzieci pomaga też wygrywać – to zupełnie inna sprawa.
W tym secie działo się wszystko, raz jedna, raz druga zyskiwały przewagę, tie-break był sprawiedliwym podsumowaniem tych emocji. Zaczął się świetnie dla Polki i już do końca toczył w stronę jej zwycięstwa. Magdalena Fręch po raz pierwszy znalazła się w trzeciej rundzie Australian Open, po raz pierwszy pokonała tenisistkę z pierwszej dwudziestki rankingu światowego.
Choć tenis kobiecy to na pewno nie jest gra w pełni przewidywalna, można zakładać, że australijska przygoda Magdaleny Fręch szybko się nie skończy. W trzeciej rundzie rywalką polskiej tenisistki będzie 21-letnia dziewczyna z Wołgogradu, Anastazja Zacharowa (190. WTA), jak można poznać po rankingu, kwalifikantka. Wcześniej pokonała Julię Putincewą i Kaję Juvan, ale to jeszcze nie powód, by jej się bać.