Przyjemność zepsuła hazardowa chmura, która gęstnieje nad kortem od lat i niestety wnioski są wyłącznie smutne. Wygranie z oszustami jest praktycznie niemożliwe, bo bardzo trudno wykazać, że ktoś specjalnie przegrał już nie mecz, lecz choćby seta lub gema. Nikogo nie można skazać na podstawie tego, co sygnalizują bukmacherzy, oni mogą jedynie anulować zakłady i to będzie jedyna konsekwencja, dopóki do walki z tym procederem nie włączą się władze państwowe. Tylko kontrola rozmów telefonicznych, połączeń mejlowych i kont bankowych podejrzanych może doprowadzić do skazania winnych, a to nie jest zadanie dla sportowych organizacji, takich jak ATP i WTA, czy nawet ich wyspecjalizowanych komórek. Bez ingerencji państw (USA, Francji i Szwajcarii) Sepp Blatter byłby wciąż wielkorządcą światowego futbolu, Rosjanie korumpowaliby lekkoatletykę, a Lance Armstrong pozostał szanowanym i bogatym sportowcem. Na razie odpowiedź władz tenisowych na hazardowe zagrożenie jest korporacyjną mową – trawą bez treści, tak samo jak dzieje się od lat w sprawie dopingu, więc trudno spodziewać się przełomu.