Ćwierćfinały na kortach ziemnych Monte Carlo Country Club rozpoczęło spotkanie Andy'ego Murraya z Milosem Raonicem, ale tych, którzy chcieli widzieć w tym starciu wielką bitwę mocnego serwisu Kanadyjczyka z dobrą taktyką Szkota, czekało rozczarowanie. Raonic wywiesił dość szybko białą flagę, ani podanie, ani forhend nie działały jak powinny, po godzinie dość nieoczekiwanie, było po grze.
Rywalem Murraya został Rafael Nadal, który znów wlał w serca swych kibiców więcej nadziei, gdyż pokonał Stana Wawrinkę (mistrza z Monte Carlo 2014) bardzo sprawnie. Wynik 6:1, 6:4; wrażenia zostały takie, że Szwajcar za późno zaczął stawiać hiszpańskiemu mistrzowi solidny opór.
Publiczność zapamiętała także, że "Stan the Man" złamał ze złości rakietę, na własnym udzie. Potem trochę się tłumaczył, że przeszkadzali mu kibice mało zainteresowani tenisem, bardziej głośną rozmową w restauracji nad kortem centralnym.
– Zdumiewało mnie to, że ludzie nie wiedzieli, czy przyszli na lunch, czy na tenis. Nie wierzę, że wiele osób oglądało dłużej wymiany, myślę, że pili sporo alkoholu, a kiedy nie grasz dobrze, nie dajesz sobie rady w meczu, takie sprawy mogą drażnić – mówił Wawrinka.
– W Monte Carlo to nie nowość. Już nie mam ochoty o tym rozmawiać, ta sama historia trwa od czasów, kiedy pierwszy raz tu przyjechałem w 2003 roku – komentował Nadal. Hiszpan został dla niektórych faworytem do zwycięstwa w finale (już dziewiątego), choć od ostatniego, w 2012 roku, trochę czasu minęło.