Dziesięć finałów na kortach Monte Carlo Country Club i dziewięć tytułów, do tego setny finał turnieju ATP, 68. zwycięstwo, 28. sukces w turnieju rangi ATP Masters 1000 (remis z Novakiem Djokoviciem) – osiągnięcia Nadala po niedzielnym finale trudno przecenić, tym bardziej że ostatni raz w księstwie Grimaldich Hiszpan wygrywał w 2012 roku.
Ten finał mógł się podobać, choć tylko do chwili, gdy zmęczenie całkowicie poplątało nogi Gaela Monfilsa. Widzowie zdążyli jednak wcześniej zobaczyć cały urok mistrzowskiej gry na kortach ziemnych: Nadalowe rotacje, francuski spryt i wyobraźnię, mnóstwo walki, wiele efektownych wymian i potężnych strzałów z każdej strony kortu.
Aż chciało się przypomnieć, że obaj finaliści zaczęli sukcesy zawodowe od wygranych turniejów ATP na kortach Sopockiego Klubu Tenisowego: Hiszpan w 2004 roku, Francuz w 2005. Kiedy potem grali ze sobą na kortach ziemnych, zawsze wygrywał Nadal, w niedzielę przedłużył passę, choć Monfils może w końcu powiedzieć, że wyrwał rywalowi jednego seta, ale być wreszcie lokalnym zwycięzcą (to życzenie publiczności wisiało w powietrzu), jak Cedric Pioline w 2000 roku – nie dał rady.
Powrót Rafaela Nadala do zwycięskiej formy na ulubionej nawierzchni można zatem ogłaszać, wynik finału z Monte Carlo mówi sam za siebie, podobnie jak zwycięstwa nad Stanem Wawrinką i Andym Murrayem po drodze. Zapowiedź zwiększonych emocji podczas Wielkiego Szlema w Paryżu też już słychać, bo tenis bardzo zyskuje z Nadalem w pełni sił. Będzie powtórka w Paryżu? Odpowiedź padnie dopiero za kilka tygodni, na razie wiadomo, że powrót do przeszłości, w sprzyjających warunkach, na pewno jest możliwy.
Wiele sław obecnych w Monte Carlo zrobi sobie teraz dwutygodniową przerwę do turnieju z cyklu ATP Masters 1000 w Madrycie, ale Nadal ma w planach grę tydzień po tygodniu – jest rozstawiony z nr. 1 w Barcelonie, może wystarczy mu sił na kolejny sukces. Najgroźniejszymi rywalami będą Kei Nishikori (nieobecny w Monte Carlo) oraz David Ferrer i Richard Gasquet.