Czekał siedem lat od czasu pokonania w Londynie Rogera Federera. Wreszcie doczekał, w czasach gdy młoda gwardia już mocno podgryza pozycje dawnych mistrzów i coraz trudniej bronić się przed takimi ambitnymi młodzieńcami, jak Casper Ruud. Wciąż jednak potrafi, nawet, gdy zaczyna nieco brakować zdrowia, gdy rywale są coraz sprawniejsi i szybsi.
Doświadczenie w tym finale zrobiło swoje. Djoković spokojnie ocenił szanse ataku w pierwszym secie, wyszło, że warto było ruszyć dopiero na końcu, więc ruszył i wyrwał wynik 7:5 z kliniczną precyzją. Wydaje się, że zdeprymował Norwega już wtedy. Przełamanie serwisu Ruuda na początku drugiego seta oznaczało początek końca meczu. Novak znalazł znakomity rytm odbić, poczuł swobodę i rosnącą pewność wygranej. Jego piłki co chwila trafiały blisko linii, nawet tak szybki tenisista, jak Ruud, nie miał szans na zmianę wyniku. Serb nie atakował jednak w pośpiechu, po prostu dopilnował, by wygrać brakujące gemy przy swym serwisie.