Sukces Ruuda zaczął rysować się już w piątym gemie pierwszego seta, gdy trochę z niczego norweski tenisista zdobył przewagę, grając szybko, choć miękko, skupiając się niemal wyłącznie na kierunkach i dokładności odbić. W jego rywalu zawrzało, Rosjanin nie potrafił uciszyć skoku emocji nawet siedząc na ławce. Przełożenie nerwów na wynik było bolesne. Set skończył się błyskawicznie.
W następnym nic się nie zmieniło – zwinny i zadziwiająco spokojny Norweg zadawał kolejne ciosy rywalowi, a roztrzęsiony Rublow nie potrafił poskładać gry. Dyskutował głośno z ławką trenerską, także sam ze sobą, ale rozwiązania nie znalazł. Przy stanie 2:6, 0:4 w końcu posłał w kort dwa asy serwisowe, poprawił końcowe wrażenie, lecz meczu nie odwrócił, bo trzy świetne gemy na starcie i trzy pod koniec spotkania to za mało.