Wybrał na odejście Puchar Lavera, mecz drużynowy Europy z resztą świata, czyli wydarzenie, które w dużej części sam stworzył.
Mógł odejść w dumnej zieleni Wimbledonu, a więc miejscu, gdzie nikt nie prześcignął jego ośmiu zwycięstw. Mógł też zakończyć karierę w rodzinnej Bazylei, podczas przydomowego turnieju, w którym kiedyś obok pucharu i premii dostał za zasługi dorodną krowę, ale wolał Londyn i tłumy w hali O2, gdzie dwa razy zwyciężał w turnieju mistrzów sezonu.
Czytaj więcej
Roger Federer zakończył karierę. Był kimś, kto sprawił, że tenis, czyli niezwykle trudny sport, wyglądał tak łatwo i pięknie.
Mógł jeszcze spróbować gry w meczu singlowym, ale wolał deblowe partnerstwo z Rafaelem Nadalem i to pierwszego dnia turnieju, by nie zabierać pozostałym uczestnikom Laver Cup należnych braw za późniejszą rywalizację.
Mistrz wciąż czaruje
– Zawsze czułem, że w głębi serca jestem tenisistą drużynowym – mówił publiczności, która ze szczerym entuzjazmem pomogła mu przejść ten niełatwy, emocjonalny moment sportowego życia. – To naprawdę było dla mnie święto. Wspaniały dzień. Dokładnie to, czego chciałem i na co liczyłem – dodał, ocierając długo płynące łzy.