Ten wynik nie mówi całej prawdy o meczu, paradoksalnie jest dla Świątek lepszy niż jej gra. Nie ma co zakłamywać rzeczywistości: w przeddzień ostatniego wielkoszlemowego turnieju roku - US Open - z aury niezwyciężoności, która otaczała Polkę po fantastycznej wiośnie nic nie zostało.
Przez blisko godzinę meczu z Keys (24 WTA) Świątek była bezradna, jej serwis nie czynił rywalce najmniejszej szkody, drugą piłkę Amerykanka atakowała pozwalając sobie nawet na ostentacyjne unikanie bekhendu. Od stanu 3:2 dla Świątek w pierwszym secie, do prowadzenia Keys 5:0 w secie drugim, na grę Igi przykro było patrzeć: źle serwowała, z forhendu popełniała błąd za błędem i wszystko zmierzało do katastrofy sportowej i wizerunkowej. I właśnie wtedy Keys wyciągnęła do niej pomocną dłoń, dwukrotnie przegrała swoje gemy serwisowe i zrobiło się 4:5. Ale ta dłoń zawisła w próżni. Polka serwując nie wykorzystała nagłego kryzysu rywalki i przegrała mecz, chyba najsłabszy w jej wykonaniu w tym roku.