Relacja z Londynu
W meczach 0-2, w setach 0-4, polski początek turnieju nie wypadł zachęcająco. Choć wyniki były identyczne (5:7, 3:6), to lepiej oglądało się spotkanie Linette z Samanthą Stosur niż mecz Kani z Samanthą Crawford.
Linette w wymianach dawała sobie radę, tylko serwis Stosur, grającej już nieco dostojnie, jeszcze sprawiał Polce kłopot. Kort nr 3 słusznie nagradzał brawami obie tenisistki, nawet jeśli na widowni także przewaga była po australijskiej stronie.
– Gdybym lepiej returnowała, mecz mógłby się odwrócić. Pierwszy raz grałam z tenisistką, która serwowała tak dobrze. Jednak wyjeżdżam z Londynu z przekonaniem, że nie było źle. W deblu nie wystartuję. Zacznę przygotowywać się do turniejów w Stanford, Montrealu i Nanchang – mówiła Magda Linette.
Paula Kania grała z Amerykanką Crawford trochę bez pomysłu, męczyła się z rywalką, która, przy wszystkich zaletach amerykańskiej szkoły, nie miała wielu atutów poza słusznym wzrostem i sporą siłą. Przegrać z taką – trochę żal. – Była lepsza, rozgrywała tak szybko piłkę, że nie mogłam nadążyć. No i ten potężny serwis. Ale wciąż lubię trawę, gra jest ciekawa – stwierdziła Polka. Zagra jeszcze w deblu, z Argentynką Marią Irigoyen.