Serbski mistrz wygrał z Milosem Raonicem 7:6 (8-6), 7:6 (7-5). To był chyba najlepszy mecz trzech dni ATP World Tour Finals.
Raonic był bardzo blisko pierwszego zwycięstwa nad Djokoviciem (wcześniej przegrał z nim 7 razy). Prowadził w tie-breakach obu setów, miał piłkę setową w drugim. Grał dobrze, śmiało, serwował doskonale, jest lepszym i bardziej wszechstronnym tenisistą niż rok temu, zabrakło mu jedynie mistrzowskiego szlifu wtedy, gdy taki szlif był najbardziej potrzebny.
Djoković, choć wciąż zły, albo co najmniej zniecierpliwiony własnymi słabościami, potrafił jednak przezwyciężać chwilowe zapaści, oddalać niebezpieczeństwa i znakomicie kontratakować.
Pytanie, czy nierówna forma serbskiego mistrza wystarczy do końcowego zwycięstwa – nie ma odpowiedzi. Wątpliwości są, lecz skoro Novak po staremu potrafił zostawić najlepsze na deser każdego spotkania, być może zachowa tę umiejętność do finału, niezależnie od nastrojów.
Wcześniejsze spotkanie Thiema i Monfilsa trwało trzy sety, dla obu tenisistów druga porażka mogła oznaczać pożegnanie z turniejem. Młody Austriak lepiej zniósł napięcie, i choć miał wpadkę w drugim secie, odrodził się w decydujących chwilach meczu. Nagrodą jest przedłużenie szans na grę w półfinale, zadecyduje bezpośredni mecz w czwartek z Milosem Raonicem.