Ta historia w wielkich turniejach niestety się powtarza. Janowicz zajmujący dalekie miejsce w rankingu ATP (273) w losowaniu trafia na znakomitego rywala, pokazuje, że wciąż ma ogromne możliwości i przegrywa. Tak było w ubiegłym roku w Melbourne w meczu z Johnem Isnerem, w Nowym Jorku w starciu z Novakiem Djokoviciem, podczas igrzysk olimpijskich w Rio i teraz w pojedynku z Ciliciem przegranym 6:4, 6:4, 2:6, 2:6, 3:6. Chorwat już drugi raz pokonał Janowicza, choć przegrywał w setach 0:2 (poprzednio podczas daviscupowego meczu w Warszawie).
Najlepszy polski tenisista przez dwa sety grał bardzo dobrze, a potem dużo gorzej. Szczególnie bolał fakt, że kolejny raz nie wykorzystywał swego podstawowego atutu – serwisu.
Po takich meczach rodzi się pytanie, jak długo jeszcze Janowicz będzie musiał przebijać się do czołówki. Skoro gra tak dobrze z zawodnikami klasy Djokovicia czy Cilicia, to może jego miejsce jest już obok nich, a nie w piekle challengerów?
Niestety, tu nie ma drogi na skróty. Trzeba w starciu z graczami takimi jak Michael Mmoh (pokonał Janowicza w kwalifikacjach w Auckland) walczyć o powrót na szczyt. Zamrożony ranking pozwoli łodzianinowi na start w jeszcze kilku wielkich turniejach (być może z Roland Garros i Wimbledonem włącznie), ale o poprawę rankingowej pozycji, która determinuje całe życie tenisisty, trzeba walczyć z tygodnia na tydzień w imprezach o wiele mniej prestiżowych. A w tych największych przydałoby się więcej szczęścia i opanowanie nerwów, bo kłótnia z sędzią była niepotrzebna. Janowicz nie jest Johnem McEnroe, który grał najlepiej, gdy miał wroga.
We wtorek mecze pierwszej rundy czekają Agnieszkę Radwańską (z Bułgarką Cwetaną Pironkową) i Magdę Linette (z Mandy Minellą z Luksemburga).