Czwarte zwycięstwo bułgarskiego tenisisty w Londynie skłania do oceny, że Dimitrow przeżywa najlepsze tenisowe dni w karierze. Wygrana z Sockiem (4:6, 6:0, 6:3) nie była łatwa, ale po kilku przypływach adrenaliny, wzlotach i upadkach (także czterech piłkach meczowych) w końcu to Grigor cieszył się z pierwszego finału Masters w karierze, w dodatku w roku debiutu w tym turnieju.
– Jack to niesamowity tenisista, grał świetnie, ale moja wiara w siebie też była potężna. W trzecim secie po prostu próbowałem zdobyć ten jeden decydujący gem przy serwisie rywala. Byłem tylko na tym skupiony i nie pozwoliłem, żeby do głowy przyszła mi jakakolwiek negatywna myśl – mówił zwycięzca.
Z Goffinem grał w grupie, wygrał 6:0, 6:2, bilans ogólny w ATP Tour to 3-1 dla Bułgara, ale dzielny Belg chyba już wszystkich nauczył, że nie wolno go nie doceniać, nawet jeśli wiele wskazuje na to, że ma mniej szans na wygraną.
Wieczorny mecz deblowy wyłonił finałowych rywali dla Polaka i Brazylijczyka. Zostali nimi Kontinen i Peers, para nr 2 w turnieju – w przypadku debla rankingowych niespodzianek nie było. Fin i Australijczyk pokonali dość pewnie Jamiego Murraya i Bruno Soaresa.
Z polskiego punktu widzenia może to dobrze, że w finale nie będzie powtórki meczu grupowego, w którym mistrzom sezonu poszło najgorzej. Kontinen i Peers to jednak bardzo solidna para – są obrońcami tytułu, w tym sezonie wygrali cztery turnieje, m. in. Australian Open. Grali w tym roku z Polakiem i Brazylijczykiem już cztery razy, w trzech meczach byli lepsi, tylko w Wimbledonie nie dali rady, choć przegrali niewiele – 7:9 w piątym secie.