Przyjemność otwarcia jubileuszowego 50. turnieju WTA Finals przypadła debiutantkom z Czech i Estonii. Barbora Krejcikova, podwójna mistrzyni Roland Garros, jako jedyna uczestniczka gra w singlu i deblu, jej młoda rywalka była rewelacją ostatnich tygodni sezonu, zakwalifikowała się po znakomitym pościgu za ósmym miejsce w stawce.
Ten rozpęd Anett Kontaveit widać było także w pierwszym meczu w Guadalajarze. Niespełna trzy miesiące temu była nr 30 na świecie, pod okiem nowego trenera (niegdyś dość znanego zawodowca) Dmitrija Tursunowa w 10 tygodni wygrała 26 z 28 meczów, jest ósma na świecie i walczy w Meksyku. Wygrała z Czeszką względnie łatwo 6:3, 6:4.
Wciąż uderza piłki pewnie i szybko, wciąż ma siłę, by sprawnie poruszać się po korcie, nawet znana zdolność Krejcikovej do różnicowania siły i zmiany kierunków uderzeń na to nie pomogła, pierwszy set poszedł sprawnie w ręce Anett. Tę dobrą formę Estonka przeniosła także na początek drugiego seta, rozpoczęła walkę od przełamania serwisu Czeszki i potem mądrze dopilnowała, żeby tej przewagi nie stracić.
W drugim spotkaniu Grupy Teotihuacán Karolina Pliskova zwyciężyła po ciekawym meczu Garbine Muguruzę 4:6, 6:2, 7:6 (8-6). Panie miały za sobą długą historię 10 wcześniejszych meczów, zwykle przeważała w nich Czeszka (8-2), tak było również za jedenastym razem, ale Hiszpanka wiele sobie do zarzucenia mieć nie może.
Obie mają doświadczenie z gry w WTA Finals, lecz obie nie wygrały jeszcze tego turnieju, może to będzie rok jednej z nich, gdyż pokazały, że kort w Guadalajarze sprzyja ich grze. Widzowie mieli sporą dawkę emocji, losy setów nie były pewne, wprawdzie Pliskova potrafiła lepiej je zaczynać, ale przynajmniej w pierwszym secie Muguruza odrobiła straty z nawiązką.