Gdy Kubot podwójnym błędem serwisowym oddał ostatni punkt meczu i musiał uścisnąć rękę rywala, nawet na niego nie spojrzał, a w oczach miał łzy.
Trener Polaka Ivan Machytka siedział na swoim krzesełku jak sparaliżowany. Kubot w tie-breaku przegrał 1-7, oddawał w nim punkty seriami. Przez pełną błędów końcówkę trzeciego seta uciekła szansa na głośny sukces.
Polak mógł być wśród czterech najlepszych turnieju w Katarze. Tylko raz zaszedł dalej w ATP Tour - w poprzednim sezonie w Belgradzie, ale to był słabiej obsadzony turniej. Teraz byłby półfinalistą razem z Federerem, Dawydienką i Nadalem. Z tym ostatnim walczyłby o finał.
Od chwili gdy zdał sobie sprawę, że ma to wszystko na wyciągnięcie ręki, psuł piłkę za piłką. W niepamięć poszły dwie godziny świetnej gry i prowadzenie 6:4, 4:6, 5:2. Troicki wygrał trzy kolejne gemy, Kubot ostatni raz prowadził 6:5. W tie-breaku zabrakło wiary i sił.
To i tak był świetny tydzień Polaka, dzięki punktom zdobytym w Katarze na pewno awansuje do pierwszej setki. Ale walkę z samym sobą w Dausze przegrał, a takie chwile trudno zapomnieć.