Finał w Brisbane przypomniał, jak bardzo brakowało obu Belgijek w cyklu WTA. Zagrały znakomity mecz, Justine Henin stwierdziła, że może nawet najlepszy z ich 23 spotkań.
Choć to dopiero piąty start Kim Clijsters po urlopie macierzyńskim i pierwszy po przerwie Henin, pokazały przepiękny tenis: urodę akcji i wysokie napięcie do ostatnich piłek. 6:3, 4:6, 7:6 (8-6) wygrała Clijsters. Po drodze przeżywała chwile euforii, gdy prowadziła 6:3 i 4:1, a potem zwątpienia, gdy rywalka w drugim secie wyrównała i wygrała kolejno osiem gemów.
Henin prowadziła 3:0 w decydującym secie, Clijsters wyrównała, za chwilę broniła dwóch piłek meczowych. Obroniła je i po kilku minutach już miała ręce w górze. Myślała, że wykorzystała meczbola, sędzia liniowy widział piłkę na linii, główny jednak dostrzegł aut.
W tie-breaku, tak samo gorącym jak cały mecz, Clijsters zdobyła decydujący punkt za czwartym podejściem. Potem były całusy od córeczki i przekazanie czeku szpitalowi dziecięcemu w Brisbane. Trudno o lepszą reklamę kobiecego tenisa.
Obie bohaterki nie zagrają już przed Australian Open. Mistrzyni z Brisbane miała taki plan, a Henin, choć zgłoszona do gry w Sydney, poprosiła o zwolnienie ze względu na ból nogi.