Półfinał zawiódł Francuzów, zawiódł Tsongę i wszystkich tych, którzy wyobrażali sobie, że na szwajcarskiego mistrza mistrzów wystarczy uśmiech, swoboda odbić i tenisowa wyobraźnia. Marzenia Tsongi zostały zniszczone szybko. Pewne odbicia Federera nie zostawiały złudzeń. Wszystko trwało niespełna półtorej godziny, 6:2, 6:3, 6:2 i trzeba było żegnać Francuza.
Finał powinien być lepszy, choć wynik i styl półfinałowego zwycięstwa Federera wyraźnie ostudziły, brytyjskie nadzieje. – Wiem Andy, że chciałbyś wygrać ten pierwszy tytuł dla ojczyzny po tych 150 tysiącach lat... – stwierdził zadowolony z siebie Szwajcar do mikrofonu Jima Couriera przed publicznością Rod Laver Arena. Potem dodał: – Biedny Andy, wiem, jak ci ciężko sprostać oczekiwaniom...
Podczas konferencji prasowej mówił już bardziej serio: – Murray naprawdę potrzebuje tego sukcesu bardziej niż ja. Czuje ciśnienie i zobaczymy, jak sobie z nim poradzi.
Racje Szwajcara są oczywiste: zagra w 22. finale wielkoszlemowym, 15 razy wygrał, jego rywal ma bilans: jeden start zakończony porażką. Większość osób pamięta, że był to nowojorski finał US Open 2008 z Federerem.
Tsonga pytany po półfinale o to, czym Murray może powstrzymać finałowego przeciwnika, odpowiedział: – Nie mam pojęcia. – Czy ktoś może go teraz pobić? – Chyba nikt. – Na co gotowy musi być Murray? – Że będzie musiał dużo biegać.