Grupa Światowa II to brzmi dumnie. W praktyce oznacza osiem drużyn walczących o prawo do barażu z czwórką, która przegra w pierwszej rundzie rozgrywek Grupy Światowej I – tej, w której naprawdę walczy się o Puchar Federacji. Ta runda, to niecały krok do elity damskiego tenisa. Jeszcze parę tygodni temu głównym powodem zainteresowania meczem Polska – Belgia nie był prawdopodobny sukces, ale zapowiadany od dawna start Kim Clijsters. Po rezygnacji Belgijki (to, że nie zagra w Bydgoszczy Justine Henin, było jasne od początku) pojawiła się nadzieja na zwycięstwo Polek. Nie zmniejszyła jej kontuzja Urszuli Radwańskiej, nie ograniczyła dobra forma Yaniny Wickmayer w Melbourne. Rozgrywki drużynowe w tenisie naprawdę mają tę własność, że ściany (i często podłogi) pomagają gospodarzom.
W przypadku tenisistek Polski i Belgii nie ma żadnych historycznych odniesień, to pierwsze ich spotkanie w kronikach rozgrywek. W niedawnych latach obie drużyny poruszały się w zupełnie innych tenisowych światach. Polki przebijały się krok po kroku w strefie euro-afrykańskiej do grupy mocnych, rywalki były w niej obecne od 1996 roku, w 2001 roku zdobyły Puchar Federacji po zwycięstwie nad Rosją, a w 2006 znów grały w finale, przegrały 2:3 z Włoszkami. Spadek do Grupy Światowej II dla belgijskiego tenisa to nie jest zatem powód do chwały. Przez ostatnie dwa lata to było jednak ich stałe miejsce: przegrywały pierwszy mecz, ale broniły się w następnym przed spadkiem do rozgrywek strefowych.
Jeśli do gry w reprezentacji Belgii wrócą Clijsters i Justine Henin, to powrót wielkich dni pewnie będzie szybki, ale skoro mistrzyń jeszcze nie ma, to mecz w Bydgoszczy może być jedną z tych szans dla Radwańskiej i spółki, których nie warto stracić.
Porównania rankingowe pokazują niewielką przewagę Polek. Agnieszka Radwańska (9. WTA) jest trochę wyżej, niż 15. w klasyfikacji Yanina Wickmayer. Marta Domachowska (dziś 135. WTA) jest niżej, niż była pierwsza juniorka świata Kirsten Flipkens (81.). Gdyby miały decydować deble, to Klaudia Jans i Alicja Rosolska mają lepszą markę, niż mało znana poza Belgią dwójka Sofie Oyen i An-Sofie Mestach. Choć polskie dziewczyny zapowiadały wynik 5:0, bliższy prawdy wydaje się zacięty bój, w którym może rzeczywiście decydować ostatni mecz. Pomoc publiczności, jak pokazuje tradycja, jest w tej sytuacji bardzo wskazana.
[ramka] [b]Polska – Belgia [/b]