Radwańska i Flipkens grały tie-break drugiego seta, do końca meczu było blisko, więc obie starały się nie stracić żadnej okazji do ataku. Krótkie spięcie przy siatce, dobry wolej Polki, rywalka próbowała rozpaczliwie rzucić się w kierunku piłki, ale nogi nie wytrzymały, upadła i skrzywiona złapała się za lewe kolano. Potem mówiła, że usłyszała chrupnięcie także w kręgosłupie i biodrze. Polały się łzy.
Przed długą chwilę wydawało się, że jest już po meczu, ale lekarz drużyny Belgii po wstępnych badaniach uznał, że warto postawić tenisistkę na nogi. Pomasował i rozruszał bolące członki, Flipkens uznała, że będzie walczyć. Trochę na stojąco, trochę w ruchu, przegrała kolejne trzy piłki, upór wydawał się niepotrzebny. Kiedy jednak od stanu 2-6 obroniła trzy piłki meczowe, w hali zaszumiało – nie wygrać seta w takiej sytuacji wydawało się niemożliwe. Agnieszka Radwańska w końcu wykonała kończące uderzenie, rywalka nawet nie ruszyła do skrótu tuż za siatkę.
Podczas konferencji prasowej Flipkens jeszcze nie wiedziała, czy zagra w niedzielę. Godzinę po grze bolało ją jeszcze kolano i strzykało w plecach, ale na ostateczną decyzję trzeba czekać do niedzielnego ranka, po masażu i rozgrzewce będzie wszystko wiadomo. – Na siłę nie zagram, trzeba słuchać swego ciała – powiedziała Belgijka.
[wyimek][b] [link=http://www.rp.pl/galeria/60574,1,430283.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b][/wyimek]
O formę Radwańskiej martwić się raczej nie trzeba. Pierwszy set był bez zarzutu, w drugim lepiej grała rywalka, ale i tak najlepsza z Polek panowała nad sytuacją. Mogła nawet wygrać nieco szybciej, bez emocji tie-breaka, sama miała do siebie pretensje, że nie zdobywała gemów serwisowych Flipkens gdy prowadziła 40:0 lub 40:15.