W singlu dopiero w finale zatrzymał Łukasza Kubota Hiszpan Juan Carlos Ferrero (nr 1). Mecz był krótki: godzina gry i 6:1, 6:0 dla 22. tenisisty świata, w 2003 roku zwycięzcy Roland Garros i przez parę tygodni lidera rankingu światowego. Ferrero właśnie skończył 30 lat, o wielkie zaszczyty już nie walczy, ale fakt, że grał w 30. finale turnieju ATP, robi wrażenie. Dla polskiego tenisisty to był drugi mecz o tytuł w karierze, pierwszy przegrał rok temu w Belgradzie z Serbem Novakiem Djokoviciem.

Najlepszy polski tenisista jest już w pierwszej pięćdziesiątce rankingu ATP. 150 punktów za sukces w Brazylii wystarczy na taki skok z obecnego 56. miejsca. W planach Kubota są teraz turnieje w Buenos Aires i Acapulco, potem przyjedzie do Sopotu zagrać w meczu Pucharu Davisa Polska – Finlandia.

Niewiele brakowało, by Kubota w Brazylii nie było. Wyjechał z Melbourne trochę chory, intuicja mu podpowiedziała, żeby lecieć prosto na południowoamerykańskie korty ziemne, rozsądek raczej podpowiadał powrót do Europy. Decyzja okazała się zaskakująco trafna.

Polak wyeliminował dwóch niezłych Hiszpanów, Włocha Fabio Fogniniego, w półfinale Rosjanina Igora Andriejewa (nr 4) 2:6, 6:2, 6:4, doskonałego fachowca od gry na czerwonej mączce. Sukcesy w Costa do Sauipe wymagały od Kubota żelaznej kondycji. W piątek grał dwa mecze singlowe i jeszcze debla, w sobotę i niedzielę walczył po dwa razy, bo razem z Austriakiem Olivierem Marachem też wygrywali. W półfinale pokonali Brazylijczyków Thomasa Bellucciego i Marcosa Daniela 6:2, 7:5.

W finale ulegli 5:7, 4:6 niżej rozstawionej parze Pablo Cuevas (Urugwaj) i Marcel Granollersem (Hiszpania).