Dawno temu w Ameryce i Wielkiej Brytanii

Przed 40 laty zaczęła się era open. To najważniejszy zwrot w kronikach tenisa: zawodowcy, na długo wyrzuceni poza prestiżowe turnieje, zaczęli grać z amatorami

Publikacja: 06.05.2008 01:49

Dawno temu w Ameryce i Wielkiej Brytanii

Foto: AP

Można się spierać, kiedy obchodzić tę rocznicę, ale wiadomo, że pierwszy oficjalny turniej ery otwartej zaczął się w poniedziałek 22 kwietnia 1968 r. w Bournemouth, na chłodnym i mokrym wybrzeżu Wielkiej Brytanii. Zagrali mężczyźni, zagrały kobiety. Zawody nazwano The British Hard Court Championships, co wtedy oznaczało, że odbywały się na kortach ziemnych, a nie na trawie. Wygrali Virginia Wade i Ken Rosewall.

Do tego historycznego miejsca i czasu prowadziło kilka dróg. Najważniejsze wiodły przez Amerykę. Tenis miał tam przez długie lata swe ciche życie w klubach. Pierwsi profesjonaliści pojawili się w połowie lat 20., gdy obrotni biznesmeni starali się wykorzystać sławę amerykańskich i francuskich graczy, organizując im objazdowe występy przy płatnej widowni.

Przed 1968 rokiem najlepsi amatorzy brali od organizatorów pieniądze pod stołem

Grano na parkingach, miejskich placach lub targowiskach. Było w tych turniejach więcej podobieństw do cyrku niż poważnych rozgrywek. W latach 50. mistrz Wimbledonu ’47 Jack Kramer próbował stworzyć cykl dobrze płatnych turniejów dla najlepszych tenisistów świata, skusił kilka sław: Lewisa Hoada, Pancho Gonzaleza, Kena Rosewalla, Franka Sedgemana i Roda Lavera, ale wkrótce zabrakło mu środków, by walczyć z potęgą Międzynarodowej Federacji Tenisa Ziemnego (ILTF), która kontrolowała Puchar Davisa, Puchar Federacji oraz mistrzostwa Francji, USA, Australii i Wimbledon, czyli turnieje wielkoszlemowe. Każdy, kto zagrał za pieniądze Kramera, tracił status amatora i prawo startu w tych prestiżowych zawodach.

Wobec ciągłego kuszenia promotorów tenisiści mieli jednak coraz więcej powodów, by ulegać namowom. Wkrótce w gazetach pojawił się termin „shamateurism“, zbitka słów „shame“ – wstyd, i amator. Stało się jasne, że wielu najlepszych nie traci statusu amatora, choć bierze od organizatorów pieniądze pod stołem.

Przełom przyszedł, gdy z problemem zmierzył się Teksańczyk Lamar Hunt, człowiek, który parę lat wcześniej zmienił rozgrywki futbolu amerykańskiego, tworząc konkurencyjną do NFL ligę AFL i wymyślając nazwę Super Bowl.

Hunt wraz z promotorem Davem Dixonem stworzyli cykl turniejów World Championships Tennis (WCT). Publiczność miała przyciągać zwerbowana na wyłączność grupa dobrych tenisistów amatorów, których adekwatnie nazwano Handsome Eight – Przystojną Ósemką. W skład tej drużyny weszli: Nikola Pilić z Jugosławii, Butch Bucholtz i Dennis Ralston z USA, Pierre Barthes z Francji, Cliff Drysdale z RPA, Roger Taylor z Wielkiej Brytanii oraz Australijczycy John Newcombe i Tony Roche.

Najważniejsza była obecność w tej grupie Newcombe’a, uważanego wówczas za najlepszego amatora świata, tego, który może przeciwstawić się Laverowi i Rosewallowi. Przed podpisaniem kontraktu ten mistrz Wimbledonu zarabiał nieformalnie co najwyżej 15 tys. dolarów rocznie, w mistrzostwach USA mógł dostać 500 dolarów zwrotu kosztów. Propozycja dla niego i Roche’a była na ówczesne czasy zawrotna – po milionie dolarów. Hunt połączył siły z innymi promotorami zawodowych tenisistów i maszyna ruszyła. Zaczęły się mecze, w których pojawiły się kamery, kolorowe stroje, głośny doping widowni i zakłady.

W połowie lat 60. wsparcie przyszło także z Wielkiej Brytanii. W lipcu 1967 r. Herman David, członek klubu wimbledońskiego, zaproponował organizację pewnej liczby turniejów otwartych. ILTF propozycję zdecydowanie odrzuciła, ale David, przywódca rewolty, ogłosił w październiku 1967 r., że brytyjska federacja i tak otworzy drogę zawodowcom do startu z amatorami. Jego rozumowanie wspierały silne argumenty: dwa miesiące wcześniej w Wimbledonie rozegrano testowy miniturniej z udziałem ośmiu profesjonalistów. Pokazała go BBC, zainteresowanie telewidzów było ogromne. W finale Rod Laver pokonał Kena Rosewalla.

Gdy pomysł otwartych turniejów zyskał w lutym 1968 r. wsparcie Amerykańskiej Federacji Tenisowej, twierdza ILTF runęła, sztuczny podział i zarobkowa hipokryzja zaczęły znikać. Władcy tenisa pozwolili na organizację 12 turniejów open w roku otwarcia. Wkrótce zaczęła się całkiem inna walka – o władzę nad cyklem rozgrywek światowych.

Można się spierać, kiedy obchodzić tę rocznicę, ale wiadomo, że pierwszy oficjalny turniej ery otwartej zaczął się w poniedziałek 22 kwietnia 1968 r. w Bournemouth, na chłodnym i mokrym wybrzeżu Wielkiej Brytanii. Zagrali mężczyźni, zagrały kobiety. Zawody nazwano The British Hard Court Championships, co wtedy oznaczało, że odbywały się na kortach ziemnych, a nie na trawie. Wygrali Virginia Wade i Ken Rosewall.

Do tego historycznego miejsca i czasu prowadziło kilka dróg. Najważniejsze wiodły przez Amerykę. Tenis miał tam przez długie lata swe ciche życie w klubach. Pierwsi profesjonaliści pojawili się w połowie lat 20., gdy obrotni biznesmeni starali się wykorzystać sławę amerykańskich i francuskich graczy, organizując im objazdowe występy przy płatnej widowni.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Tenis
Belinda Bencic wygrała turniej w Abu Zabi. Tenisowe mamy wciąż mają się dobrze
Tenis
ATP Rotterdam. Piękna porażka Huberta Hurkacza z Carlosem Alcarazem
Tenis
ATP Rotterdam. Hubert Hurkacz cieszy oko. Andriej Rublow pokonany, teraz Carlos Alcaraz
Tenis
Zysk Magdy Linette. Operacja Bliski Wschód trwa dalej
Tenis
Turniej ATP w Rotterdamie. Nocna straż Huberta Hurkacza