Gdy w piątek przegrali Maks Mirny i Władymir Wołczkow, drużyna Białorusi mogła jeszcze mieć nadzieję na zwrot akcji po meczu deblowym, ale gdy kapitan Dmitrij Tatur ogłosił, że jego najlepsi tenisiści nie wystąpią w tym spotkaniu, można już było mieć pewność, że wyjazd do Mińska zakończy się dobrze.
Debel opóźnił się do niedzielnego poranka, gdyż w sobotę w Mińsku lało. Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski zagrali z białoruską młodzieżą Andriejem Karatczenią (19 lat, 751. miejsce w rankingu ATP) i Pawłem Katliaru (20 lat, 977.). Nie było żadnej przykrej niespodzianki – trzy krótkie sety, w tym jeden do zera, i polski zespół mógł już świętować zwycięstwo.
– Skład białoruskiego debla trochę nas zaskoczył. Według oficjalnego komunikatu Mirny i Wołczkow zachorowali, lekarz wystawił obu po tygodniu zwolnienia. Dla nas była to w oczywisty sposób korzystna wiadomość. Fyrstenberg i Matkowski zachowali się jak profesjonaliści: wyszli na kort, rozegrali bardzo dobry mecz i zwyciężyli łatwo. Teraz polecą na turnieje do USA, podczas których będą się przygotowywać do startu w igrzyskach w Pekinie – powiedział kapitan reprezentacji Polski Radosław Szymanik.
Bohaterem meczu był Jerzy Janowicz. Jego zwycięstwo nad Maksem Mirnym robi wrażenie
Po deblu rozegrano dwa skrócone mecze już tylko w celu wypełnienia statystyk. Michał Przysiężny pokonał Katliaru 6:1, 6:2, Jerzy Janowicz przegrał z Karatczenią 6:3, 2:6, 4:6. Pomimo tej porażki junior z Łodzi pozostanie bohaterem meczu. Zwycięstwo w reprezentacyjnym debiucie nad Maksem Mirnym to dobra przepustka do gry z coraz silniejszymi zawodowcami.