Miał być zacięty deblowy mecz polskiej trójki i Austriaka, lecz wyszło inaczej.
– Naciągnąłem mięsień brzucha i myślę, że może jest naderwany. Nie byłem w stanie serwować, a przy uderzeniach z końca kortu nie mogłem wykonać skrętu. Nie puszczałem pary z ust, nic nie mówiłem Marcinowi, ale już od dwóch dni nie byłem w stanie poczuć piłki. Przegrałem we wtorek trzy swoje serwisy, miałem olbrzymie problemy z returnami. Nie powinienem grać drugiego seta, ale liczyłem na to, że przeciwnicy zdenerwują się, że przerazi ich wizja bliskiego półfinału, popełnią kilka błędów, że może się uda, ale niestety myliłem się – wyjaśnił Fyrstenberg.
Przyszli zwycięzcy tego nie wiedzieli i robili swoje – atakowali, szybko przełamali raz i drugi serwis kontuzjowanego rywala, wysoko wygrany set dodał im wiary. Przed początkiem drugiego seta zobaczyli, że Fyrstenberg prosi o pomoc lekarza, ale wstaje i gra dalej. Na korcie nr 2 nie było nawet setki widzów, wcześniej oglądali mecz legend z dyżurnym klownem światowego tenisa Mansourem Bahramim, potem upał ich przegonił.
Ci, co zostali, mocniej wspierali polską parę, Kubot i Marach mieli za sobą trójkę, która krzyczała chyba tylko z przekory. Gdy Polak i Austriak zaczęli drugiego seta od wygrania gema przy podaniu Matkowskiego, można było się domyślać ciągu dalszego. Mimo kilku szans Fyrstenberg i Matkowski nie byli w stanie wiele zrobić.
– Mariusz grał na środkach przeciwbólowych i po pierwszym secie zaproponowałem, żebyśmy nie kończyli meczu, bo bez sensu jest ryzykować poważniejszą kontuzję. Zagraliśmy do końca, była to decyzja Mariusza. Nie odbieramy Łukaszowi radości zwycięstwa, bo nawet jakbyśmy byli zdrowi, może też przegralibyśmy, ale rywalizacja byłaby inna. Kubot i Marach wykorzystali wszystkie nasze słabości i należą im się gratulacje. Dla nas najważniejsze jest teraz to, żeby Mariusz wykurował się przed kolejnym turniejem w Rotterdamie – powiedział Marcin Matkowski. W półfinale na Polaka i Austriaka czekają rozstawieni z nr 3 Mahesh Bhupathi z Indii i Mark Knowles z Bahamów.