Sztuka gdybania

Puchar Davisa: Przez chwilę gospodarze mieli mieszane uczucia. Zwycięstwo belgijskiego debla nad polskim (4:1) źle wpłynęło na i tak nienajlepszą sprzedaż biletów - pisze nasz dziennikarz z Angleur

Aktualizacja: 08.03.2009 17:00 Publikacja: 08.03.2009 12:56

Marcin Matkowski i Grzegorz Panfil

Marcin Matkowski i Grzegorz Panfil

Foto: AFP

Red

Przeważyła jednak radość, bo we wrześniu Belgia będzie walczyła o powrót do Grupy Światowej, a Polska o utrzymanie się w Grupie I Strefy Euro-Afrykańskiej.

Historia Pucharu Davisa, sięgająca ostatniego roku XIX stulecia, zna zaledwie 44 przypadki, kiedy zespół przegrywający po pierwszym dniu 0:2 miał powody, aby cieszyć się ze zwycięstwa 3:2. Na liście 30 krajów, którym ta sztuka się udała, nie było Polski. I na razie nie będzie.

Teraz można żałować, że trafiliśmy na Belgię, a nie na słabą jak nigdy Wielką Brytanię. Można też gdybać, kto – pod nieobecność wracającego do formy po niedawnej kontuzji Mariusza Fyrstenberga – powinien być w Angleur partnerem Marcina Matkowskiego. Łukasz Kubot miał inne plany i został w Ameryce. Michał Przysiężny wręcz przeciwnie – aż się rwał do gry, ale Radosław Szymanik i Nick Brown postawili na Grzegorza Panfila, deblowego mistrza Australian Open w kategorii juniorów sprzed trzech lat.

Był taki moment w drugim secie, kiedy wydawało się, że Polacy wreszcie uwierzą, że mogą tę rywalizację przedłużyć do niedzieli. Przy stanie 5:5 i 0-40 Panfil zaczął serwować jak natchniony, a Matkowski tylko kończył krótkie wymiany. Nasi zdobyli z rozpędu kolejno siedem punktów i byli o dwa od wygrania tej partii. Wtedy wydawało się, że to bardzo ważny moment, może nawet punkt zwrotny. Przyszedł jednak tie break i zaledwie jedna piłka zapisana na konto biało-czerwonych. Później mecz wymknął się im z rąk. Na szczęśliwych rywali z trybun polał się szampan.

– No co, słabo... – do słów Matkowskiego nic dodać, ani tym bardziej ująć.

W tych okolicznościach niedzielne single miały już wymiar raczej towarzysko-statystyczny. Polscy trenerzy uznali, że trzeba dać pograć młodzieży, aby zdobywała doświadczenie. Może się kiedyś przydać. Jerzy Janowicz nie dał się sprowokować Kristofowi Vliegenowi, swym zachowaniem okazującemu brak szacunku i dla rywala, i dla publiczności, która zapłaciła za bilety. 15 euro za takie „przedstawienie” – dużo za dużo. Panfil, w pojedynku z Olivierem Rochusem, bardzo się starał, ale wyniku Polski już nie poprawił.

[ramka]Belgia – Polska 4:1.

Piątek: Kristof Vliegen – Michał Przysiężny 1:6, 6:3, 6:4, 1:6, 6:3; Xavier Malisse – Jerzy Janowicz 7:6(2), 6:3, 6:3;

sobota: Steve Darcis, Olivier Rochus – Marcin Matkowski, Grzegorz Panfil 6:3, 7:6(1), 6:3;

niedziela: Vliegen – Janowicz 2:6, 4:6; O. Rochus – Panfil 6:3, 6:2.[/ramka]

Przeważyła jednak radość, bo we wrześniu Belgia będzie walczyła o powrót do Grupy Światowej, a Polska o utrzymanie się w Grupie I Strefy Euro-Afrykańskiej.

Historia Pucharu Davisa, sięgająca ostatniego roku XIX stulecia, zna zaledwie 44 przypadki, kiedy zespół przegrywający po pierwszym dniu 0:2 miał powody, aby cieszyć się ze zwycięstwa 3:2. Na liście 30 krajów, którym ta sztuka się udała, nie było Polski. I na razie nie będzie.

Pozostało 80% artykułu
Tenis
WTA Finals. Coco Gauff wygrała i bije tenisowy rekord świata
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
TENIS
Sensacja w Rijadzie! Sabalenka za burtą WTA Finals, będzie nowa mistrzyni
Tenis
Sezon jeszcze się nie kończy. Kiedy i gdzie zagra Iga Świątek?
Tenis
WTA Finals. Iga Świątek wraca do domu
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Tenis
WTA Finals. Coco Gauff nie pomogła. Iga Świątek kończy Masters
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni