Podczas czwartkowego meczu drugiej rundy z Cwetaną Pironkową Agnieszka głośno kasłała. Na ławce, obok wielkiej torby z rakietami, leżała także mała torebka z zapasem chusteczek higienicznych. – Gram tu trzeci raz i trzeci raz jestem przeziębiona – skarżyła się krakowianka.
Pomimo to z Bułgarką poradziła sobie szybko i wzorowo 6:3, 6:3. Piątkowy ćwierćfinał był trzecim w karierze Polki pojedynkiem z urzędującą liderką rankingu WTA. W dwóch poprzednich, przeciwko Justine Henin w 2007 roku, Radwańska miała niewiele do powiedzenia. Tym razem również, bo – poza kaszlem – najbardziej przeszkadzał jej bekhend rywalki. Kiedy tylko udało się Polce zagrać Rosjance na forhend, rywalizacja robiła się wyrównana, co publiczność przyjmowała z radością.
Były w tym meczu miłe momenty. Na przykład dziewiąty gem. W ósmym Safina przełamała Radwańską do zera. Nie ma lepszego momentu na odrobienie takiej straty niż następny gem. I nie można zrobić tego lepiej niż również „na sucho”.
– Ten kort, wbrew pozorom, nie jest wcale taki wolny jak prawdziwa mączka – od początku turnieju powtarzała Polka. Tym większa to sztuka przełamać podanie Rosjanki. Udało się także w trzecim gemie drugiej partii i po raz pierwszy Agnieszka objęła prowadzenie w secie. Z obiecującego 2:1 szybko zrobiło się jednak 2:6. Safina została w grze o białe Porsche, natomiast Radwańska musiała spakować się przed podróżą do Rzymu.
– Dziś czułam się trochę lepiej niż wczoraj i nie przegrałam z powodu przeziębienia. Dinara była lepsza, miałam nadzieję, że jest trochę mniej regularna – podsumowała Radwańska.