Prawdopodobna absencja Radwańskiej i niedokończony remont bocznych kortów Legii – organizatorów może wciąż boleć głowa, ale jak spojrzy się na nowy kort centralny, to budzi się optymizm.
Nieład budowlany zniknął, różowy kolor WTA bije z plansz, czyste krzesełka czekają, dwa błyszczące samochody sponsora w rogach kortu też. Obsługa przymierza kosze z kwieciem, pąki będą w barwach Warszawy – czerwone i żółte. Zieleń Agrykoli w tle cieszy wzrok.
Dyrektor stołecznego Biura Sportu Wiesław Wilczyński dogląda spraw osobiście. Widoczne wszędzie logo stolicy – Syrenka ze stylizowanym napisem „Zakochaj się w Warszawie” – ma dopisek: „... sportowej”.
Krok za kort centralny i jesteśmy w innym świecie – z jednej strony kontener na kontenerze, z drugiej stare korty Legii. Nawet wielkie białe płachty i namioty nie przesłonią ich mizerii. W tle widać duże betonowe filary i wielkie dźwigi, ale to budowa południowej trybuny nowego stadionu piłkarskiego przy Łazienkowskiej. Przy bocznych kortach turniejowych stoją prowizoryczne trybunki, lecz zapraszać tam gości raczej nie wypada.
Warsaw Open 2009 to jednak znów poważna impreza – największy z turniejów WTA w tygodniu poprzedzającym Roland Garros (panie grają jeszcze w Strasburgu – pula 220 tys. dol.). Warszawa ponosi skutki tego, że jest uwerturą przed Paryżem – wielu wielkich nazwisk nie ma, przyjechały te, które mniej wierzą w wielkoszlemowy sukces albo bardziej ufają swojej wytrzymałości. Mają jednak po co się schylić – prawie 100 tys. dolarów dla najlepszej to dobra zachęta.