Polska Dunka mówi, że nie czyta gazet. Nie jest to może postawa godna polecenia na całe życie, ale na dziś bez wątpienia tak, bo wszyscy napiszą, że liderka rankingu WTA opuściła paryski stadion wyjściem dla służby i wciąż nie ma na koncie wielkoszlemowego zwycięstwa. Woźniacka przegrała ze Słowaczką Danielą Hantuchovą 1:6, 3:6 i ani przez moment nie przypominała królowej tenisa.
Nie ma już Woźniackiej, z Argentynką Giselą Dulko przegrała ubiegłoroczna finalistka Australijka Samantha Stosur (Polka po dziadku), jest więc tak, jak nam się zdawało: milion euro za końcowy triumf w Paryżu leży na bezpańskim korcie. Agnieszka Radwańska (nr 12) będzie sobie z tego zdawać sprawę, gdy zacznie grać z Belgijką Yaniną Wickmayer (21).
Łukasz Kubot też może patrzeć daleko, choć męski tenis to jednak inny świat. Z jego ćwiartki turniejowej drabinki zniknęli już wszyscy rozstawieni – Nicolasa Almagro Kubot wyeliminował sam, a Jurgena Melzera i Floriana Mayera usunęli mu z drogi Czech Lukas Rosol i sobotni rywal Kolumbijczyk Alejandro Falla (120 ATP). Kubot staje przed życiową szansą, gra o dużo wyższą stawkę niż piłkarze Kolejarza Stróże trenowani przez jego ojca Janusza broniący się przed spadkiem z pierwszej ligi.
Wszyscy zastanawiają się, co gryzie Rafaela Nadala. Pięciokrotny zwycięzca tego turnieju jest nie do poznania, sam przyznaje, że gra słabo i pociesza tym, że mimo to wygrywa. „Nie wiem, czy to jest kwestia wiary w siebie, nie wiem co się stało. Zło zaczyna się od nóg, nie poruszam się tak, jak bym chciał. Nowe piłki nie są problemem, problem jest we mnie" – mówi Hiszpan.
On już taki jest, na nikogo nie zrzuca odpowiedzialności, jego wuj i trener Toni również. Obaj zgodnie twierdzą, że albo Rafael (Toni nigdy nie mówi Rafa) zacznie grać lepiej, albo w przyszłym tygodniu będzie łowił ryby na Majorce.