Rozgrzewka trwała regulaminowo pięć minut, dokończenie meczu Kubota sześć, mierząc czas od pierwszego polskiego serwisu. Zagrali dokładnie osiem szybkich piłek, z których połowa to piłki meczowe. Dzielny Tatsuma Ito obronił trzy, co i tak japońscy dziennikarze uznali za bardzo honorowe rozstrzygnięcie. Wynik końcowy: 7:6, 6:3, 6:3 dla Polaka.
– Dobrze, że deszcz przerwał nasz mecz we wtorek. Widzowie tego nie wiedzieli, ale po długim gemie, który dał mi prowadzenie 5:1 w trzecim secie, poczułem się gorzej i wcale nie byłem pewien wygranej. Japończyk grał coraz śmielej, wybrał niezła taktykę. Dziś mogłem zagrać tak jak chciałem, agresywnie od początku, przy siatce. Opłaciło się – powiedział zwycięzca. Scenariusz Kubota na drugi mecz: – Żadnej zmiany nie będzie. W grze z głębi kortu Marin Cilić jest ode mnie znacznie lepszy. Będę ryzykował, będę strzelać jak przed rokiem z Gaelem Monfilsem.
Mecz Radwańskiej z Jeleną Wiesniną zaczął się planowo, ale też miał dogrywkę. Zaczęło lać, gdy rezultat brzmiał 6:2, 3:1, 15-0 dla Polki. Po przerwie Agnieszka błyskawicznie dokończyła pracę, aż miło było patrzeć (6:2, 6:1). W rubryce opisującej tzw. błędy niewymuszone zapisano: zero. – Wydawało mi się na początku, że mecz będzie dłuższy, ale potem czułam się coraz lepiej. Grać bezbłędnie to rzadkość, chyba że na PlayStation – mówiła, dodając więcej słów o tym, jakie są w Londynie zalety trzeciego miejsca na świecie: znacznie łatwiej zaplanować treningi i dostaje się więcej biletów dla gości.
Rywalka czeka, jest nią, trudno uwierzyć, Heather Watson. Jej zwycięstwo nad Amerykanką Jamie Lee Hampton to ważny krok dla brytyjskiego tenisa. Wystarczy powiedzieć, że w trzeciej rundzie ostatni raz grała w Wimbledonie Elena Baltacha, równo dziesięć lat temu.
Jerzy Janowicz też czekał na poprawę pogody. Uciekali przed deszczem z Ernestsem Gulbisem przy stanie 2:6, 3:2 – od polskiej strony patrząc. Skończyli po ponad trzech godzinach walki i pięciu setach, w ostatnim 9:7 dla Polaka. – Słów zebrać nie mogę, nie do końca wiem jak to się stało, długo nie grałem dobrze, zawodził mnie mój przyjaciel forhend, więc po trzecim secie w końcu przyjąłem metodę „na olewkę", czyli przestałem przejmować się czterema asami Gulbisa w gemie i moją słabością. Pomogło – mówił przejęty. Zagra w piątek z Niemcem Florianem Mayerem, może wykorzysta własną metodę jeszcze raz.