Sławny Nicola Pietrangeli w Warszawie

Był dwukrotnym mistrzem Roland Garros, kapitanem drużyny, która zdobyła Puchar Davisa, świetnym tenisistą lat 50. i 60., ale także wielkim miłośnikiem pełni życia, przyjacielem Marcello Mastroianniego i głów koronowanych. Sławny Nicola Pietrangeli pojawił się w krótką wizytą w stolicy.

Aktualizacja: 17.06.2019 15:22 Publikacja: 17.06.2019 14:45

Sławny Nicola Pietrangeli w Warszawie

Foto: Fotorzepa/ Krzysztof Rawa

Ma 86 lat, rocznik 1933, ale forma wciąż godna zazdrości. Kiedy wysłuchał fragmentu biografii „C'era una volta il tennis. Dolce vita, vittorie e sconfitte di Nicola Pietrangeli" („Dawno temu był tenis. Słodkie życie, zwycięstwa i porażki Nicoli Pietrangeliego"), jaką kilka lat napisała Lea Pericoli, kiedyś niezła tenisistka, potem znana prezenterka telewizyjna i dziennikarka, skomentował: – W tych słowach podoba mi się wszystko poza zdaniem, że był jednym z najlepszych, nie najlepszym...".

Życie miał niezwykłe. Urodzony w Tunisie, syn rosyjskiej arystokratki (w domu mamy mówiono tylko po rosyjsku i niemiecku) i Włocha, po wielu tułaczych przygodach znalazł się w Rzymie, gdzie zachęcany przez ojca Gulio zaczął trenować piłkę nożną i tenis. Do 19. roku życia był, jak twierdzi, nawet lepszym piłkarzem, grał w barwach Lazio, ale zesłanie do drużyny rezerw obudziło w nim tenisowego lwa.

Wygrał w sumie 66 turniejów singlowych, chwalili go wszyscy współcześni mówiąc o ogromnym naturalnym talencie, swobodzie i stylowej grze, ale także o wielkim przywiązaniu do kolorowego życia poza kortem. Taki był – zaangażowany w sport, ale zawsze z hasłem „kobiety, wino i śpiew" na ustach.

– Wiele razy słyszałem: wygrałbyś o wiele więcej, gdybyś poważnie traktował treningi. Równie poważnie zawsze odpowiadałem: ale bawiłbym się znacznie gorzej – powiedział bohater spotkania.

Jak na taką postawę zdobył w tenisie wiele: ma dwa tytuły wielkoszlemowe w Paryżu (1959 i 1960) i jeszcze dwa finały (wygrał także paryski finał debla w 1959 r.), półfinał Wimbledonu, mnóstwo wygranych turniejów od końca lat 50. do początku 70.

Nie chciał zostać zawodowcem, odmówił Jackowi Kramerowi gry w jego „Cyrku", bo chciał grać w Pucharze Davisa, do dziś jest rekordzistą świata w liczbie spotkań: 164 (120 wygranych). Dwa razy walczył o Srebrną Salaterę w finale (1960 i 1961), dwa razy Włosi przegrali wówczas z Australijczykami, ale jako kapitan poprowadził reprezentację w 1976 roku do jedynego zwycięstwa – 4:1 nad Chile.

Grał też z Polakami, przede wszystkim wspominał bardzo ciepło Władysława Skoneckiego, którego znał z meczów daviscupowych i tych na Riwierze. Podczas prowadzonego przez red. Tomasza Tomaszewskiego spotkania w Warszawie popłynęły zatem relacje gości, niekiedy świadków meczów włosko-polskich.

W Pucharze Davisa bilans Polska – Włochy wynosi 0:9, w dużej części dzięki talentowi Nicoli Pietrangeliemu. Był w reprezentacji w roku 1956 (5:0 w Warszawie, 1957 (4:1 w Palermo) i 1958 (4:1 ponownie w Warszawie). Droga Włochów po Puchar Davisa w 1976 roku też zaczęła się od wygranej 5:0 z Polską we Florencji.

Nicola Pietrangeli skończył karierę singlową w 1974 roku, był po czterdziestce, miał wtedy nr 271. w rankingu ATP. Jeszcze w 1977 roku pojawił się w deblu w US Open obok Adriano Panatty. Wojciech Fibak pamięta, że w drugiej połowie lat 70. i on zdążył zagrać (i przegrać) mecz deblowy z Pietrangelim – w ośrodku w dzielnicy Zamalek na kairskiej wyspie Gezira.

Pamiętany przez niektórych mecz w 1979 roku na kortach Legii w Warszawie (znów 1:4, jedyny punkt zdobył Fibak w meczu z Panattą) obył się bez Pietrangeliego, w tym czasie Nicola był już bardziej światowym ambasadorem włoskiego tenisa i włoskiego stylu życia. W 1986 roku został pierwszym Włochem przyjętym do Międzynarodowej Tenisowej Galerii Sław, drugim jest znany w branży dziennikarz Gianni Clerici.

Pretekstem do tych pełnych uroku tenisowych wspomnień i rozmów były obchody stulecia nawiązania relacji dyplomatycznych pomiędzy Polską i Włochami – okrągła rocznica tego wydarzenia minęła 27 lutego. Gospodarzem spotkania pod hasłem „Tennis Amarcord" był Ambasador Republiki Włoskiej w Warszawie, Aldo Amati, miłośnik sportu, oczywiście tenisa, ale także czynny golfista.

Ma 86 lat, rocznik 1933, ale forma wciąż godna zazdrości. Kiedy wysłuchał fragmentu biografii „C'era una volta il tennis. Dolce vita, vittorie e sconfitte di Nicola Pietrangeli" („Dawno temu był tenis. Słodkie życie, zwycięstwa i porażki Nicoli Pietrangeliego"), jaką kilka lat napisała Lea Pericoli, kiedyś niezła tenisistka, potem znana prezenterka telewizyjna i dziennikarka, skomentował: – W tych słowach podoba mi się wszystko poza zdaniem, że był jednym z najlepszych, nie najlepszym...".

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Carlos Alcaraz znów pokonał Jannika Sinnera. Hiszpan wygrywa China Open
Tenis
Aryna Sabalenka coraz bliżej Igi Świątek. Magda Linette poza turniejem
Tenis
Magda Linette pokonała dwukrotną finalistkę Wielkich Szlemów
Tenis
Jannik Sinner nie uniknie kary? WADA kontratakuje
Tenis
Hubert Hurkacz odpuszcza Szanghaj. Co z Igą Świątek?