W sobotnim deblu po stronie francuskiej powinni zagrać Richard Gasquet i Julien Benneteau, a po szwajcarskiej Marco Chiudinelli i Michael Lammer (15.30). Ale skład debla można zmienić na godzinę przed meczem bez podania powodu i jeśli sytuacja Szwajcarów po dwóch sobotnich singlach będzie zła, w deblu zagrać może Wawrinka a nawet Federer, choć ten ostatni nie jest jeszcze w pełni sił po kontuzji odniesionej w turnieju Masters. Było to widać podczas treningów w Lille, obserwowanych przez tłum dziennikarzy i kamerzystów. W środę Federer nie uderzał piłki tak swobodnie jak zwykle, nie poruszał się pewnie. W czwartek było już lepiej, trenował 45 minut, długo rozmawiał z Wawrinką, ale bolące plecy wciąż wzmacnia specjalny pas. W niedzielę w pierwszym singlu powinni grać Federer i Tsonga (13.00), a w drugim Gasquet i Wawrinka, ale tu też ostatnie słowo będą mieli kapitanowie obu drużyn.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej w centrum uwagi był oczywiście Federer. Na pytanie, czy bierze zastrzyki z kortyzonu odpowiedział z uśmiechem: „Nawet gdym brał, to bym nie powiedział, ale dziękuję za pytanie".

Szwajcar manifestuje dobry humor, wszyscy jednak czują, że chyba nawet on sam nie wie, co się stanie, gdy Monfils zmusi go do wielkiego wysiłku. „Jeśli jestem tu i trenuję, to znaczy, że mogę grać. Ale ziemny kort w hali to wielka niewiadoma, mało o tej nawierzchni wiem. Mecz bez wątpienia będzie trudny, z powodu rywala, z powodu wspierającej go publiczności, ale to normalne, to jest finał Pucharu Davisa" - mówił Federer.

Przypomniał też, że bóle kręgosłupa to nie jest dla niego rzecz nowa, już się musiał z tym zmagać, jak prawie każdy tenisista po trzydziestce. „Ale wyniosłem też z tych zmagań sporo doświadczeń, teraz już wiem jak się zachowywać" - zakończył Szwajcar.

Wszyscy podkreślają jedno: przejście z nawierzchni twardej na kort ziemny jest trudne nawet dla tenisistów zdrowych, a dla Federera to będzie jak wspinaczka na K2.