Polska ponownie w finale Pucharu Hopmana – to dla tenisa nad Wisłą znaczący sukces, chociaż nieoficjalne mistrzostwa świata drużyn mieszanych nie są ujęte w systemie rankingowym ATP i WTA.
Prognozy na finał muszą być jednak ostrożne – podrażniona słabym startem Serena Williams zapowiada powrót do normalnej dyspozycji (– Mogę już przebiec bez zadyszki 10 km – mówiła w Perth po ostatnim meczu grupowym z Czechami) i ostrą walkę o swój trzeci tytuł.
Wcześniej wygrywała w Perth z Jamesem Blake'em (2003) i Mardym Fishem (2008), John Isner też już umiał zdobyć Puchar Hopmana, z Bethanie Mattek-Sands w 2011 roku. Nieco wstydliwy bilans oficjalnych meczów Radwańskiej z Williams jest znany (0-8), Polka wygrała z wielką rywalką tylko raz, podczas pokazówki w Toronto. Janowicz z Isnerem (18. ATP) jeszcze nie grał, ciekawe, jak odbierze fakt, że przeciwnik (208 cm wzrostu) spojrzy na niego z góry.
Polak dość rzeczowo, ale z też z optymizmem oceniał swą formę i możliwości rywala. – Skoro nie grając najlepszego tenisa dotarłem z Agnieszką do finału, to jest dobry znak, także przed startem w Melbourne. Wiem, że z Johnem Isnerem muszę być gotów do odbioru potężnych serwisów, on naprawdę jest wysoki, poza podaniem gra też mocno z głębi kortu, ale mam nadzieję, że wygram – powiedział dziennikarzom w Perth.
Przepis na sukces, w wersji nie do końca poważnej, też podał. – Agnieszka Radwańska w mikście zrobi wszystko sama. Ja mogę po prostu się relaksować i czekać na końcowy wynik. Ona mi powie gdzie serwować, jak serwować i jak grać. To dlatego do tej pory szło nam tak dobrze – mówił Janowicz.