Po przegranym z Andżeliką Kerber ładnym ćwierćfinale Agnieszki Radwańskiej w Stanford pozostało wrażenie, że Polka będzie miała zdrowie na amerykańskie korty twarde, ale poważny koszt porażki odnotować trzeba: najlepsza polska tenisistka spadnie w poniedziałek z 7. na 14. miejsce w rankingu. Tyle satysfakcji, że panna Kerber (w końcu też ma trochę polskiej krwi) zagrała o tytuł z Karoliną Pliskovą.
W kolejnym turnieju, Rogers Cup w Toronto (pula 2,7 mln dol.), Radwańska skorzysta jeszcze z dobrego rankingu po Wimbledonie, została rozstawiona z nr. 6, co oznacza, że pierwszą rundę ma wolną, w drugiej zmierzy się z Zariną Dijas lub Anastazją Pawliuczenkową. Rok temu o tej porze kobiecy Rogers Cup był rozgrywany w Montrealu (w tym roku grają tam mężczyźni – kanadyjscy organizatorzy wymyślili taką cykliczną zamianę miast), tam Agnieszka wygrała ostatni turniej WTA. Z wielu względów, także rankingowych, chciałaby się dobrze spisać i tym razem, ale obsada jest bardzo silna.
Do pracy wracają bowiem Serena Williams, Simona Halep i Petra Kvitova – z największych zabraknie tylko Marii Szarapowej, która zgłosiła kontuzję prawej nogi. W eliminacjach były trzy Polki: Urszula Radwańska, która przegrała na starcie z Aleksandrą Sasnowicz (Białoruś) 5:7, 6:7 (3-7) oraz Magda Linette i Paula Kania, które najpierw zagrały ze sobą. Linette wygrała 6:3, 6:2 i o awans walczyła z Niemką Cariną Witthoeft.
Mężczyźni rywalizowali w minionym tygodniu w Waszyngtonie (już w minicyklu poprzedzającym US Open do finału dotarli Kei Nishikori i John Isner) oraz w Kitzbuehel, gdzie na kortach ziemnych tytuł zdobył Philipp Kohlschreiber (pokonał Paula-Henriego Mathieu 2:6, 6:2, 6:2).
Z polskiego punktu widzenia turnieje te były całkiem udane w części deblowej – Marcin Matkowski z Nenadem Zimonjiciem dotarli do półfinału w Waszyngtonie, siła tej pary daje solidne nadzieje na start w Masters (na razie Polak z Serbem są na 7. miejscu rankingu The Race).