Polka awansowała po długim meczu ze Szwajcarką Stefanią Voegele, zwyciężyła 1:6, 7:5, 6:2, wynik dobrze pokazuje jak zmieniała się gra drugiej polskiej rakiety i nastroje kibiców w Spodku.
Sukces rodził się niełatwo, jeszcze na początku drugiego seta, gdy Voegele prowadziła 6:1, 3:2 i serwowała, można było układać smętne scenariusze zakończenia, ale przyszło przełamanie, po nim nadzieja, wreszcie zwycięski set i dodatkowa energia, w sam raz na ostatnią, zdecydowanie najlepszą część spotkania.
Magda Linette w ćwierćfinale turnieju WTA jest czwarty raz, bywała wyżej (finał w Tokio 2015, półfinał w Baku 2013), ale wiadomo, że dla niej to ważne zdobyć te 60 punktów, zarobić kilka tysięcy dolarów i wyrwać się na dłużej (najlepiej na zawsze) z podróżowania po turniejach ITF, inaczej mówiąc dostać się ponownie do windy wiozącej tenisistki w górę pierwszej setki rankingowej.
W klasyfikacji WTA Polka jest na razie 104., może być nawet dziesięć miejsc wyżej, jeśli wygra kolejne spotkanie z Francuzką Pauline Parmentier (113. WTA), która po zadziwiająco gładkim wyrzuceniu z turnieju ubiegłorocznej mistrzyni Anny Schmiedlowej, w czwartek dała też sobie radę z Brytyjką Naomi Broady. Nikt jednak nie powie, że wygrać z nią panna Magda nie może.
Nie trzeba tylko wierzyć statystyce, która mówi, że walczyły dwa razy, w 2015 i 2014 roku, oba mecze Polka przegrała i to w bardzo podobny sposób – pierwszy set zwycięski, dwa kolejne już nie. Mecz Linette – Parmentier w piątek nie przed 18.00, oczywiście na korcie centralnym w Spodku.