Wszystko zaczęło się od przełożenia zaplanowanej na wtorkowy wieczór ceremonii medalowej. Trop wyczuł dziennikarz portalu insidethegames.biz Michael Pavitt. To on jako pierwszy poinformował, że odroczenie wręczenia medali za rywalizację drużynową związane jest ze zwycięzcami, czyli reprezentacją Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego (ROC).
– Pojawił się pewien „problem prawny”, więcej powiedzieć nie mogę – oznajmił podczas konferencji rzecznik prasowy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Mark Adams. Zamieszanie ujawnione przez Pavitta zamieniło się jednak w śnieżną kulę.
Słynny radziecki szkoleniowiec Aleksiej Miszyn oznajmił, że jego rodacy z pewnością stali się ofiarami prowokacji, rzecznik prasowa Rosyjskiej Federacji Łyżwiarstwa Figurowego Olga Jermolina nabrała wody w usta, a inna znana trenerka Tatjana Tarasowa w rozmowie z rosyjską agencją TASS stwierdziła: – Mogą na naszych sportowców kręcić nosem, ale na pewno jesteśmy czyści.
Prawnicy pracują
Rosjanie w konkursie drużynowym pokonali Amerykanów, więc sprawa jest poważna. – Czekamy na wyjaśnienia – oznajmił rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Te przynieśli rosyjscy dziennikarze. Ich zdaniem Walijewa przed igrzyskami mogła przyjąć trimetazydynę.
To lek stosowany przy chorobie niedokrwiennej serca. I twardy doping. – Wspomaga układ krążenia oraz przyspiesza regenerację. Jego działanie możemy porównać do popularnego niegdyś wśród sportowców ze Wschodu meldonium, na używaniu którego wpadła m.in. tenisistka Maria Szarapowa – wyjaśnia „Rz” szef Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA) Michał Rynkowski.