– Co z tego, że nie odnieśliśmy nad nimi ani jednego zwycięstwa na mundialu? Z Niemcami też nigdy wcześniej nie wygraliśmy, a w Rosji się udało. Kiedy wychodzisz na boisko, statystyki przestają mieć znaczenie. Wszystko jest w naszych rękach. Przyjechaliśmy tu, by pisać historię – zapowiada odważnie Andres Guardado, dzielący kapitańską opaskę z Rafaelem Marquezem.
Pewności siebie Meksykanom nie odebrała wysoka porażka ze Szwecją (0:3), skazująca ich na rywalizację z Canarinhos, oraz fakt, że ostatni raz do ćwierćfinału awansowali 32 lata temu, gdy gościli mundial na własnej ziemi. Przegrali wówczas z RFN po rzutach karnych.
Cztery lata później zabrakło ich na mundialu we Włoszech, ale w 1994 roku rozpoczęli serię, którą może się pochwalić jeszcze tylko jedna drużyna na świecie. Od mistrzostw w USA Meksykanie regularnie wychodzą z grupy, ale w przeciwieństwie do Brazylijczyków ani razu nie przebrnęli 1/8 finału.
Bójka z komentatorem
Na przeszkodzie stawały kolejno: Bułgaria (rzuty karne), Niemcy, USA, dwukrotnie Argentyna (za pierwszym razem po dogrywce) i wreszcie Holandia. Ten ostatni mecz miał najbardziej dramatyczny przebieg. Meksykanie prowadzili po bramce Giovaniego dos Santosa, ale w 88. minucie potężnym strzałem wyrównał Wesley Sneijder, a w czwartej minucie doliczonego czasu rzut karny wykorzystał Klaas-Jan Huntelaar.
Trener Miguel Herrera nie ukrywał rozczarowania decyzją sędziego, który podyktował jedenastkę. Dziwił się, że jeden z najlepszych arbitrów świata, Portugalczyk Pedro Proenca, dał się nabrać na aktorskie umiejętności Arjena Robbena, który już wcześniej kilka razy przewracał się o własne nogi w polu karnym.