Mistrzostwa Europy bywały wrażliwe na zimnowojenne wstrząsy – Franco nie chciał, by jego Hiszpania grała z ZSRR, Grecja uznała, że to poniżej jej godności mierzyć się z Albanią – ale najgorsze się zdarzyło, gdy mur berliński już runął. Między eliminacjami do Euro 1992 a turniejem finałowym rozpadły się dwa państwa z ośmiu, które miały przysłać swoje reprezentacje do Szwecji: Związek Radziecki i Jugosławia.
Włosi, którzy przegrali eliminacje z ZSRR, naciskali, żeby tę drużynę wykluczyć. Duńczycy, pokonani przez Jugosławię, chcieli się dowiedzieć jak najszybciej, czy są finalistami czy nie. UEFA stanęła po stronie słabszych. Dała obu federacjom czas do 1 kwietnia na podjęcie decyzji, czy przyślą reprezentacje. Obydwie odpowiedziały, że tak. Drużyna byłego ZSRR zjechała do Szwecji pod szyldem Wspólnoty Niepodległych Państw i żeby było dziwniej, na koszulkach miała skrót w angielskiej, a nie rosyjskiej wersji: CIS, czyli Commonwealth of Independent States.
Drużyna Jugosławii też przyjechała, choć była w nieporównanie gorszej sytuacji. Złożona głównie z Serbów, reprezentująca kraj pogrążony w wojnie. Pozbawiona trenera, bo Bośniak Ivica Osim zrezygnował na znak protestu – jego rodzina była wtedy w ostrzeliwanym przez Serbów Sarajewie.
Puchar Europy dla Crvenej Zvezdy Belgrad w 1991 r. okazał się ostatnim wspólnym jugosłowiańskim sukcesem. Potem każdy zaczął szarpać w swoją stronę. Chorwaci odmówili wspólnej gry z Serbami, po nich to samo zrobili Słoweńcy. Wystarczy wymienić kilka nazwisk, żeby zobaczyć, jakie to było osłabienie: Boban, Prosinecki, Jarni, Suker, Stanić, Katanec. Oni odmówili, więc federacja przysłała na zgrupowanie do Szwecji, kogo miała. Okazało się, że i tak na darmo.
30 maja, gdy do meczu otwarcia pozostało 11 dni, Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na Jugosławię sankcje, m.in. sportowe. UEFA musiała się tej decyzji podporządkować. Jugosłowianie spakowali się i zwolnili miejsce Duńczykom.