Jakub Błaszczykowski (22 lata) boryka się z urazem mięśnia dwugłowego od kilku miesięcy. Najpierw miał z tego powodu przerwę w grze w Borussii Dortmund, później lekko trenował, ale w reprezentacji ostatni mecz rozegrał przeciw Belgii, 17 listopada.
Leo Beenhakker ciągle jednak na niego liczył, mając nadzieję, że piłkarz wyzdrowieje. Uraz odezwał się w meczu kontrolnym z Schaffhausen podczas majowego zgrupowania kadry w Donaueschingen. Od tamtej pory Błaszczykowski głównie się leczył i w ostatnim meczu kontrolnym, przeciw Danii, nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych. Wydawało się jednak, że wszystko jest na dobrej drodze.
– Już mogę grać i jeśli trener mnie wystawi na mecz w Klagenfurcie, to wiadomo, że dam z siebie wszystko - powiedział przedwczoraj „Rz” Błaszczykowski w Bad Walterdorf. – Ale na treningach, szczególnie na śliskiej nawierzchni, muszę bardzo uważać.
Dziś już wiadomo, że Błaszczykowskiego nie zobaczymy ani w tym meczu, ani w żadnym innym na tych mistrzostwach. Dla piłkarza to jest dramat, dla trenera – problem. Pomocnik Wisły, a teraz Borussii Dortmund, należał do zawodników mających odgrywać w drużynie główne role. Trener rozczarował się jego postawą tylko raz, w pierwszym meczu eliminacji przegranym z Finlandią. Do tego stopnia, że w przerwie musiał go zdjąć z boiska. Później było już coraz lepiej. Przeciw Belgii w Brukseli Błaszczykowski grał pierwszy raz przez 90 minut i należał do najlepszych na boisku. Miał niemal pewne miejsce na prawej pomocy reprezentacji. Niemieccy dziennikarze, oceniając polską drużynę, stawiali go wyżej niż innego gracza Bundesligi, Jacka Krzynówka.
Błaszczykowski znany jest z silnego charakteru. W meczu eliminacyjnym Wisły do Ligi Mistrzów trener Jerzy Engel wystawił go na prawej obronie. Po kilku minutach gry w starciu z przeciwnikiem złamał jedną z kości śródstopia, ale został na boisku jeszcze kilkadziesiąt minut. Dopiero w przerwie, kiedy but zaczynał mu pękać na puchnącej nodze, przyznał się, że go boli.