Niepokój budzi klasa grupowych rywali, a przede wszystkim kontuzja wykluczająca z gry kapitana Fabio Cannavaro i brak doświadczenia trenera Roberto Donadoniego.
Przed losowaniem grup włoskie media krytykowały zasady podziału na koszyki, a „Gazzetta dello Sport” nawet wykrakała, że Włosi znajdą się w jednej grupie z Francją, Holandią i Rumunią. Donadoni, związek futbolowy (FIGC) i piłkarze do dziś powtarzają, że aktualni mistrzowie świata z urzędu są faworytami turnieju i jest im wszystko jedno, w której fazie zmierzą się z najlepszymi.
Wysokość premii, jakie piłkarze i sztab szkoleniowy wynegocjowali ze związkiem, odzwierciedla ten sposób myślenia: wyjście z grupy – 15 tys. euro na głowę, ćwierćfinał – 80 tys., półfinał – 120 tys., finał – 150 tys., a zwycięstwo 215 tys., czyli o 35 tys. euro mniej, niż otrzymała ekipa Marcello Lippiego za zdobycie mistrzostwa świata.
FIGC z wypłatą premii nie będzie miał najmniejszego kłopotu, bo squadra azzurra jest kurą znoszącą związkowi złote jajka. W tym roku już wprowadziła do kas 74 mln euro (prawa TV, sponsoring, wykorzystanie wizerunku).
Włoscy bukmacherzy też są optymistami i najmniej płacą za finał Włochy – Niemcy, choć za faworyta uważają drużynę Joachima Löwa. O wiele ostrożniejsze są media. Wskazują, że reprezentacja to równanie z 24 niewiadomymi.