Wymazać i zacząć od nowa

Niektóre mają ponad 20 lat. Mijają kolejne igrzyska olimpijskie, a one wciąż trwają, bezpieczne i dumne – rekordy świata ustanowione w latach 80.

Aktualizacja: 22.07.2008 14:32 Publikacja: 22.07.2008 00:06

Wymazać i zacząć od nowa

Foto: EAST NEWS/GETTY IMAGES

Dla naiwnych symbole możliwości ludzkiego organizmu, dla realistów coraz bardziej kłopotliwa pamiątka po czasach, gdy dopingowego wstydu nie znał prawie nikt. Co z nimi zrobić?

Kilka dni temu minęła 20. rocznica rekordowego biegu Florence Griffith-Joyner na 100 m. Stadion w Indianapolis zobaczył 16 lipca 1988 roku, jak muskularna kobieta w pełnym makijażu przebiega z rozwianym włosem dystans sprinterski w 10,49 sekundy. Wyczyn był tak niezwykły, że natychmiast zapomniano o źle działającej aparaturze mierzącej prędkość wiatru.

 

 

Rekord Flo-Jo dałby jej dziś finał mistrzostw Polski mężczyzn. Nawet Marion Jones, której doping w końcu udowodniono, nie zdołała się zbliżyć do osiągnięć rodaczki. Przebiegła raz 100 m w 10,65.

13 rekordów świata w lekkiej atletyce z lat 80. wciąż nie zostało poprawionych (dwa męskie, 11 kobiecych)

Wynik amerykańskiej sprinterki stał się jednym z najważniejszych sportowych symboli tamtych czasów. Czasów, w których sportowcy, lekarze i lekkoatletyczni działacze korzystali bez przeszkód z profitów, jakie zaczął dawać doping.

Primo Nebiolo, nieżyjący już szef IAAF, znakomicie wiedział, jak zamienić rywalizację sportową w dochodowy biznes. Gdy w Berlinie stał jeszcze mur, prestiż Wschodu i Zachodu budowano poprzez sukcesy na bieżni, co jeszcze bardziej sprzyjało dopingowej bezkarności.

 

 

Griffith-Joyner wygrała igrzyska w Seulu w czasie 10,54, poprawiła w Korei rekord świata na 200 m – 21,34, dołożyła srebro w sztafecie 4x400 m, biegnąc półtorej godziny po sprincie indywidualnym i z kontuzją uda.Świat w to wszystko chciał wierzyć, choć trzeba było znaleźć na tej samej bieżni konieczną ofiarę dla wątpiących – znaleziono więc Bena Johnsona. Griffith-Joyner została ikoną sportu i nie było siły, by przez chóry pochwał przebiły się wówczas głosy sceptyków. Dziś pewnie mało kto pamięta, że sprinterka zbierała po Seulu wszelkie nagrody, jakie można było dać sportowcom.

Tytuł lekkoatletki roku, nagroda Jesse Owensa, sportowiec roku agencji UPI, AP i paru magazynów, a nawet osobowość roku (przyznawana przez agencję TASS).

Została doradcą prezydenta Billa Clintona, zaczęła projektować ubiory sportowe, stworzyła linię kosmetyków do manikiuru (widok kolorowych paznokci Flo-Jo na starcie był ulubionym motywem kamerzystów), spróbowała aktorstwa i pisała książki dla dzieci.

Jej nagła śmierć w 1998 roku po ataku epileptycznym we śnie sprowokowała powrót do pytań, jakie nieliczni stawiali nieśmiało dziesięć lat wcześniej. Obrońcy sprinterki mieli jeden argument – nigdy jej nie złapano na dopingu. Szef patologów w biurze koronera w Santa Ana w Kalifornii wydał komunikat, w którym napisał o nieprawidłowej budowie mózgu lekkoatletki, ale dodał, że nie widzi związku tej anomalii z możliwym dopingiem sterydowym.

Zostały rekordy i pamięć, jak wyglądała najlepsza sprinterka świata końca lat 80., w czasie gdy na stadionach obowiązywało hasło „Lepiej być martwym niż drugim”.

 

 

W NRD walkę systemów zrozumiano tak, że doping stał się instytucją państwa. Straty w ludziach były większe niż na Zachodzie, ale efekty niezwykłe.

Może rację mają ci, którzy mówią, że lekkoatletyka skończyła się już wtedy, gdy jesienią 1985 roku niepozorna Marita Koch przebiegła 400 m w 47,60 sekundy. Na mecie, zamiast paść z wyczerpania, pomachała ręką kibicom i zaczęła rozdawać uśmiechy. Ten rekord także pozostaje niewzruszony w tabelach, chociaż dziś znaleziono dowody na to, że niemiecka rekordzistka korzystała z państwowej apteki.

W laboratoriach niczego jej nie udowodniono, więc tak jak wszyscy twardo dawała i daje odpór podejrzeniom. – Podczas mistrzostw świata w Helsinkach w 1983 roku przechodziłam badania trzy razy. Byłam dojrzałą i odpowiedzialną atletką. To były wspaniałe czasy, zwycięstwa zawdzięczałam wyłącznie ciężkiej pracy – tak mówiła zawsze.

Mieszka nadal w Rostocku, nadejście kapitalizmu wykorzystała dobrze – otworzyła z mężem Wolfgangiem Meierem (wcześniej jej trenerem) sklep sportowy, potem drugi. Nie wykorzystuje do reklamy swojego wizerunku dawnej mistrzyni bieżni. Żyje dostatnio. Odkąd runął mur berliński, tylko cztery biegaczki na świecie przebiegły 400 m w czasie poniżej 49 sekund.

 

 

Marita Koch miała jedną wielką rywalkę. Była nią Czeszka Jarmila Kratochvilova, której wyczyny na bieżni budzą równie dużo wątpliwości co rezultaty Niemki. Kratochvilovą łatwo było poznać w grupie biegaczek – masywna męska sylwetka, potężne uda, płaska klatka piersiowa, krótkie kręcone włosy. Brytyjska prasa nazwała ją kiedyś skrzyżowaniem Shreka i gracza futbolu amerykańskiego.

Jej kariera rozwinęła się późno, miała już 32 lata, gdy pierwsza pokonała 400 m poniżej 48 sekund (47,99) i przede wszystkim ustanowiła rekord świata na 800 m – 1.53,28. 20. rocznicę tego wyczynu będziemy obchodzić w sobotę. Podobnie jak w przypadku Flo-Jo i Koch nie ma dowodów na doping, nie ma próbek, badań i podejrzanych wyników. Są zdjęcia męskiej kobiety i rekordy, które poprawiała.

Dowody pośrednie, zeznania czeskich lekkoatletów z lat 80., takich jak kulomiot Remigius Machura, który sam brał i mówił, że 80 procent jego koleżanek i kolegów brało wówczas sterydy, nie mają znaczenia dla Kratochvilovej.

– Nasza generacja była gotowa pracować niezwykle ciężko. Niskie nagrody nawet sprzyjały takiej postawie. Nie goniliśmy za lukratywnymi kontraktami, za opłatami pod stołem za uczestnictwem w mityngach – twierdziła w wywiadach. W sprawie pieniędzy mówiła chyba prawdę, dopiero kilka lat później być rekordzistą świata naprawdę zaczęło się opłacać. Czeskie władze za niezwykły rekord na 800 m zapłaciły jej 3000 koron, w 1983 roku ta kwota stanowiła równowartość kilkuset dzisiejszych złotych.

Jarmila Kratochvilova jest dziś trenerką lekkiej atletyki, szczupłą kobietą o smutnej twarzy. Wychowała parę niezłych czeskich juniorek, które osiągały na 800 m czasy o jakieś 10 sekund gorsze od jej rekordu świata.

Griffith-Joyner, Koch, Kratochvilova – to najgłośniejsze przykłady tego, co się działo z lekką atletyką w latach 80. Ale lista nazwisk może być znacznie dłuższa. Tylko w pamiętnym roku 1988 świat podziwiał wyczyny Bułgarki Jordanki Donkowej na 100 m ppł., rekordowe skoki w dal Galiny Czistiakowej, rzuty niemieckiej dyskobolki Gabriele Reinisch i siedmiobojowe popisy Jackie Joyner-Kersee – szwagierki Florence Griffith-Joyner. Sztafety też biegały szybciej niż kiedykolwiek.

 

 

Dopingowy wyścig dopiero wtedy nabrał tempa. Jeszcze przez kilka lat świat patrzył zadziwiony na bieżnie i rzutnie. Zanim zrozumiano, że te lata bezkarności niszczą lekkoatletykę, w Chinach zdążyła się pojawić się tzw. Armia Ma.

Trener Ma Jun-ren w kilkanaście miesięcy doprowadził do tego, że z tabeli rekordów w kobiecych biegach długich wymazano wszystkie stare rezultaty. Yunxia Qu i Junxia Wang opowiadały światu, że sukcesy zawdzięczają trenerskiej zupie z krwi żółwia i odpowiednich grzybów gotowanej według zasad starej chińskiej medycyny.

Przynajmniej ta bajka miała prawdziwe zakończenie kilka lat później, gdy trener padł ofiarą własnej chciwości i skłócił się z biegaczkami.

Od kilku lat coraz częściej słychać głosy, że coś trzeba zrobić z tymi rekordami hańby, jak nazwały je gazety. Na igrzyskach i mistrzostwach świata nikt nie jest w stanie zbliżyć się do wyników sprzed lat, kolejne afery rok po roku kruszyły prestiż dawnej królowej sportu. IAAF wciąż boi się jednak rozwiązań radykalnych.

Działacze niemieccy i norwescy bez powodzenia próbowali w 1999 roku przekonać szefów federacji światowej, że należy rekordy wymazać i zacząć wszystko od nowa. Pomysł określany jako „rekordy na nowe millennium” miał obowiązywać od mistrzostw świata w Helsinkach (2005). IAAF powiedziała: nie. Powody podała dwa: nie ma dowodów, że wszystkie rekordy ustanowiono z pomocą dopingu, i nie ma gwarancji, że nowe rekordy będą ustanawiane przez dopingowo czystych lekkoatletów.

 

 

Szef norweskiego związku lekkoatletycznego Svein Arne Hansen przekonywał, że ratunkiem jest zupełnie nowe myślenie: – Ofiary procesu oczyszczania muszą być. Kiedy chcemy zrobić omlet, musimy stłuc jajka.

Renaldo Nehemiah, były mistrz biegów na 110 m ppł., dziś menedżer sportowy, przedstawił najbardziej radykalny pomysł – zaproponował, by w biegach zlikwidować pomiar czasu, a zawody sprowadzić do rywalizacji o miejsca. Nowe rozwiązania w rzutach daje wymiana sprzętu – przykład już jest: rzut nowym oszczepem. Są propozycje, by jednym posunięciem załatwić sprawę rekordów płotkarskich: trzeba zmienić wysokość płotków.

Jest też jeszcze jedna propozycja, która wraca do zapomnianych czasów dawnych olimpiad – skoro pościg za rekordami wcale nie dał dawnym herosom oczekiwanej nieśmiertelnej sławy, to może po prostu czas przestać notować rekordy.

 

 

Kobiety

100 m: 10.49 Florence Griffith-Joyner (USA) 16.07.1988

200 m: 21,34 Florence Griffith-Joyner (USA) 29.09.1988

400 m: 47.60 Marita Koch (NRD) 6.10.1985

800 m: 1.53,28 Jarmila Kratochvilova (Czechosłowacja) 26.07.1983

100 m ppł.: 12,21 Jordanka Donkowa (Bułgaria) 20.08.1988

wzwyż: 2,09 Stefka Kostadinowa (Bułgaria) 30.08.1987

w dal: 7,52 Galina Czistiakowa (ZSRR) 1.06.1988

kula: 22,63 Natalia Lisowska (ZSRR) 7.06.1987

dysk: 76,80 Gabriele Reinsch (NRD) 9.07.1988

siedmiobój: 7291 Jackie Joyner-Kersee (USA) 24.09.1988

4x100 m: 41,37 NRD 6.10.1985

4x400 m: 3.15,17 ZSRR 1.10.1988

1500 m: 3.50,46 Yunxia Qu (Chiny) 11.09.1993

10 000 m: 29.31,78 Junxia Wang (Chiny) 8.09.1993

3000 m: 8.06,11 Junxia Wang (Chiny) 13.09.1993

Mężczyźni

dysk: 74,08 Jürgen Schult (NRD) 6.06.1986

młot: 86,74 Jurij Sedych (ZSRR) 30.08.1986

400 m ppł.: 46,78 Kevin Young (USA) 06.08.1992

wzwyż: 2,45 Javier Sotomayor (Kuba) 27.07.1993

tyczka: 6,14 Siergiej Bubka (ZSRR) 31.07.1994

w dal: 8,95 Mike Powell (USA) 30.08.1991

 

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

k.rawa@rp.pl

Dla naiwnych symbole możliwości ludzkiego organizmu, dla realistów coraz bardziej kłopotliwa pamiątka po czasach, gdy dopingowego wstydu nie znał prawie nikt. Co z nimi zrobić?

Kilka dni temu minęła 20. rocznica rekordowego biegu Florence Griffith-Joyner na 100 m. Stadion w Indianapolis zobaczył 16 lipca 1988 roku, jak muskularna kobieta w pełnym makijażu przebiega z rozwianym włosem dystans sprinterski w 10,49 sekundy. Wyczyn był tak niezwykły, że natychmiast zapomniano o źle działającej aparaturze mierzącej prędkość wiatru.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10