Jeszcze w czwartek rozmawiałam z amerykańskim zespołem Luna, który miałby dla mnie miejsce w swoim składzie w tym sezonie. Były także rozmowy z hiszpańskim teamem Orbea, w którym kiedyś jeździł Marek Galiński, a w tej chwili jego zawodnikiem jest m.in. mistrz olimpijski Julien Absalon. Rozważałam przejście do innych silnych grup, w których mogłabym liczyć na najlepsze warunki.
[b]Co przesądziło, że wybrała pani Polskę? [/b]
Wiadomo, że pieniądze są w życiu ważne, ale dla mnie najważniejsze jest to, aby mieć zagwarantowane odpowiednie warunki. Za granicą przeważnie jest tak, że trzeba przygotowywać się samemu, startować w konkretnych zawodach. Teamy narzucają swoje wyścigi, które są dla nich ważne ze względu na promocję marek w ich regionie, czy to w USA, czy w Europie Zachodniej. Zawodnik ma na swojej głowie przygotowania i całą ich organizację, co kosztuje sporo wysiłku i stresu. Zdecydowanie lepszy jest system, gdy w swoim kraju współpracuje się z zaufanymi ludźmi, którzy zadbają o najwyższy poziom przygotowań.
[b]Najważniejszą tegoroczną imprezą będą wrześniowe mistrzostwa świata w Canberze. Śledzi pani, co robią główne rywalki?[/b]
Jak najbardziej. Wiem, że Norweżka Gunn-Rita Dahle, największa sława kobiecego kolarstwa przełajowego, w pierwszej części sezonu będzie nieobecna, gdyż spodziewa się dziecka. Zamierza jednak szybko wrócić po porodzie i na mistrzostwa świata pewnie będzie już w dobrej formie. Sabine Spitz, podobnie jak ja, biega na nartach. Czeszka Teresa Hurikova już od stycznia jeździ na rowerze. Kilka zawodniczek startuje też w wyścigach przełajowych. Każdy ma swój sposób przygotowań. Myślę, że treningi ogólnorozwojowe zimą i rower od lutego czy marca to najlepszy system, i mam nadzieję, że takie przygotowania przyniosą efekty.