W czwartek z rozgrywek europejskich odpadł Lech. Jako ostatnia polska drużyna. Prawdziwa rywalizacja między klubami rozpocznie się w Europie dopiero teraz, już bez przedstawicieli takich krajów jak Polska, Norwegia, Słowacja i Szwecja.
Nie ma się co cieszyć, że znaleźliśmy się w niezłym towarzystwie. Trzeba się martwić, że nieobecność Polaków już w pierwszych fazach rozgrywek staje się normą, a wyprzedzają nas kraje uznawane do niedawna za trzecią ligę – Cypr, Łotwa, Mołdawia czy Białoruś.
Krótko mówiąc, emocje w naszej lidze są takie same jak w Premiership, Serie A, Primera Division czy Bundeslidze, tylko różnica poziomów jak z piwnicy na 30. piętro Pałacu Kultury.
Wisła jest w tej piwnicy najlepsza. Jej pięć kolejnych zwycięstw to duży wyczyn, świadczący o zdecydowanej przewadze nad konkurentami. To, co się dzieje za jej plecami, jest znacznie trudniejsze do ogarnięcia rozumem.
Lech gra poniżej oczekiwań. Legia też, a nadspodziewanie dobrze spisują się takie drużyny jak Ruch, Piast czy Polonia Bytom. W Poznaniu zmiana trenera na pewno odbiła się na grze drużyny i Jacek Zieliński musi mieć czas, żeby lokomotywa nie ślizgała się na torach.