Kontekst był dość czytelny. Niedługo po tym jak pierwszy raz wygrał turniej Roland Garros, po piętnastym tytule wielkoszlemowym zdobytym w Wimbledonie, tenisista wszech czasów publicznie ogłasza, że przedłuży czas swojego panowania. [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/15/stopa-rogerow-dwoch/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
„Marzeniem żony jest, bym mógł wygrywać na oczach naszych córek” – mówił Szwajcar i rozmarzony uśmiechał się do kamery. Bliźniaczki dopiero co przyszły na świat, dużo czasu trzeba, by zrozumiały, co robi ich ojciec i jak potrafi być przy tym genialny.
Do ćwierćfinału z Robinem Soderlingiem wszystko wydawało się zmierzać w kierunku przedłużenia tenisowej dominacji Szwajcara. Nie ma dziś i nigdy nie było tenisisty, który byłby w stanie pokonać takiego Federera, jakiego oglądaliśmy w dwóch pierwszych setach meczu ze Szwedem. Problem w tym, że potem na nowojorskie korty wrócił inny, znacznie gorszy Roger. Nie pomagający sobie w trudnych momentach potężnymi serwisami, seryjnie popełniający błędy w prostych sytuacjach, rozchwiany emocjonalnie, gotowy zmarnować największą przewagę i wykłócać się o byle głupstwo. Bardzo źle zagrany półfinał z Serbem Novakiem Djokoviciem w ostatniej chwili ozdobił perłą. Minięcie rywala po żonglerskim odbiciu między nogami, w pozycji tyłem do siatki, kandyduje do miana piłki dekady.
W finale z Juanem Martinem Del Potro padł kolejny mit. Okazuje się, że dziś już nie tylko z Rafaelem Nadalem Szwajcar jest w stanie przegrać pojedynek o najważniejszy tenisowy tytuł. Technika gry Federera wciąż jest perfekcyjna i trzeba się nią zachwycać, bo przecież nie wiemy kiedy, ani czy w ogóle trafi się jeszcze ktoś tak wszechstronny. Z drugiej strony coraz wyraźniej widać, że Federer jest wypalony psychicznie. Del Potro zagrał wielki turniej, ale trudno nie zauważyć, że to jednak przeciwnik pozwolił mu się podnieść z kolan w finale.
Najprawdopodobniej w miniony poniedziałek miało miejsce pożegnanie Federera jako głównego w minionym dziesięcioleciu aktora tenisowej sceny. Spełniony prywatnie, syty sportowo i finansowo, zapewne błyśnie jeszcze przy kilku dużych okazjach, ale rankingowe realia za chwilę się w ATP zmienią. Za wielu jest silnych rywali, zbyt smakowity tort do pokrojenia, by mogło być inaczej.