Imperium ze śmieci

Miał się bronić przed spadkiem, może zdobyć nawet mistrzostwo. Montpellier HSC – klub, którego prezesem od ponad 30 lat jest król śmieciarzy Louis Nicollin, a poprzedni trener trafił do więzienia za przekręty finansowe

Aktualizacja: 21.03.2010 10:35 Publikacja: 21.03.2010 00:01

Victor Hugo Montano

Victor Hugo Montano

Foto: AFP

Anonimowi dla przeciętnego kibica piłkarze wstrząsnęli ligą francuską. Zajmują drugie miejsce w tabeli, a dziś mają szansę awansować nawet na pozycję lidera (jeśli wygrają z Valenciennes, a Bordeaux straci punkty z Lille). Pokonali już w tym sezonie m.in. Lyon i Marsylię – wymieniane wśród głównych faworytów rozgrywek, ale o tytule wolą głośno nie mówić. – Nie boimy się nikogo, jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi, ale nie będziemy raczej mistrzami – powtarzają zawodnicy, których nazwisk Europa dopiero się uczy.

Najskuteczniejszy z nich to Victor Hugo Montano. Ma 25 lat i pochodzi z Kolumbii. W lidze strzelił dziewięć goli. Najważniejszą postacią w zespole jest jednak starszy o rok argentyński pomocnik Alberto Facundo Costa, który, zanim przyszedł do Montpellier, grał na Gwadelupie.

21-letni Karim Ait Fana, wybrany na piłkarza stycznia w Ligue 1, to specjalista od ładnych bramek. Jest synem emigrantów z Maroka, ale w przeciwieństwie do Marouane’a Chamakha odrzucił powołanie do reprezentacji kraju swoich przodków, bo nie chce zamknąć sobie drogi do francuskiej kadry.

Obroną dowodzą weterani z Bałkanów. Dla 33-letniego Nenada Dzodicia, który leczy teraz kontuzję, to już dziesiąty sezon gry w Montpellier. Serb jest kapitanem. Młodszy o trzy lata Emir Spahić pełni tę funkcję w reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Większość kariery spędził w Rosji. Wejście do drużyny miał efektowne, w debiucie z PSG zdobył bramkę i uratował Montpellier punkt w doliczonym czasie. Pod ich okiem doświadczenia nabierają wychowankowie: Abdelhamid El Kaoutari i Mapou Yangambiwa. W bramce stoi 24-letni Geoffrey Jourdren, który zastąpił Johanna Carrasso, brata Cedrica, bramkarza Bordeaux.

Mieszanka rutyny z młodością okazała się wybuchowa. W pierwszym sezonie zespół z południa Francji miał się bić o utrzymanie, przecież nie było go w ekstraklasie od pięciu lat, a awans zapewnił sobie dopiero w finałowej kolejce, pokonując Racing Strasbourg 2:1. Stał się jednak rewelacją ligi. Wygrał siedem z ostatnich dziesięciu spotkań, tracąc tylko pięć bramek. Kilka tygodni temu dziennik „L’Equipe” zapytał trenerów i zawodników, czy Montpellier może zdobyć mistrzostwo. 61 procent odpowiedziało, że nie. Uważali, że nie wytrzymają presji, która będzie rosnąć z każdym meczem, i szybko zostaną sprowadzeni na ziemię. Piękny sen trwa jednak do dziś. Powtórzenie, a nawet poprawienie najlepszego wyniku w historii (trzecie miejsce w sezonie 1987/1988) i wyjście choć na chwilę z cienia piłkarzy ręcznych, mistrzów Francji i najlepszego klubu Europy w 2003 roku, wydaje się realne.

– Montpellier już sprawiło dużą niespodziankę, a w tak wyrównanej i silnej lidze wszystko się może zdarzyć – mówi „Rz" Roman Kosecki, który był zawodnikiem Montpellier w sezonie 1996/1997. Wcześniej występował tam Jacek Ziober, a trenerem był Henryk Kasperczak. – To bardzo dobre miejsce do gry, blisko Morza Śródziemnego. Klub ma duże tradycje, cenioną szkółkę, stadion wyremontowany na mundial w 1998 roku i wspaniałych kibiców. Poza tym grali tam wielcy piłkarze, tacy jak Laurent Blanc, Eric Cantona czy Roger Mila – przypomina Kosecki.

Montpellier do ekstraklasy wprowadził Rolland Courbis. Odszedł po wykonaniu swojej misji. Wiedział, że nie ucieknie przed wymiarem sprawiedliwości i nie uniknie kary za nieprawidłowości przy transferach w latach 1997 – 1999 (m.in. Christophe’a Dugarry’ego i Fabrizio Ravanellego), gdy prowadził Olympique Marsylia. Żeby było śmieszniej, policja zatrzymała go po meczu Marsylii z Montpellier, który oglądał z trybun. Odsiedział pół roku. Drużynę przejął Rene Girard. Ten sam, który strzelił Polsce bramkę w spotkaniu o trzecie miejsce mundialu w 1982 roku. Girard jako piłkarz zdobył z Bordeaux trzykrotnie mistrzostwo, ostatnio trenował młodzieżowe reprezentacje Francji, a wcześniej, w latach 1998 – 2002, był w sztabie mistrzów świata i Europy.

Sławą przebija wszystkich Louis Nicollin. Prezes, który swoje rządy w Montpellier zaczął w 1974 roku, gdy jego zawodników nie było jeszcze na świecie. 67-letni grubszy jegomość to charyzmatyczna postać dodająca kolorytu lidze francuskiej. Dorobił się na śmieciach, jest właścicielem firmy oczyszczania miasta, ale to futbol wypełnia całe jego życie.

– Jest bardzo spontaniczny, wkłada w swoją pracę całe serce, buduje dobrą atmosferę w zespole, czuje się jego częścią – opowiada Kosecki o Nicollinie, który podczas meczów zamiast w loży honorowej woli siedzieć na ławce rezerwowych. Obok piłkarzy, którzy dostarczają mu powodów do dumy i którym nie żałuje pieniędzy.

Nicollin mówi, co myśli, jest szczery do bólu. Za nazwanie pomocnika Auxerre Benoita Pedrettiego „pedałkiem” został zawieszony przez federację na dwa miesiące. – Jestem, kim jestem: gościem, który zbiera śmieci... I to jest mój styl wypowiedzi – tłumaczył Nicollin. Nie mógł wchodzić do szatni, gdzie przekazywał swoim zawodnikom informacje o kolejnych premiach za zwycięstwa. Aż trudno sobie wyobrazić, co by się w niej działo po zdobyciu mistrzostwa.

– Tytuł? Już sam awans do europejskich pucharów byłby piękny. Ligę Mistrzów znam tylko z pocztówek, które przesyła mi Michel Platini – żartuje Nicollin, prywatnie przyjaciel prezydenta UEFA. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, a pomóc go zaspokoić mogą rywale – Bordeaux i Lyon, skupieni na walce w LM. Jak pokazuje historia, debiutanci w lidze francuskiej potrafią się rozpychać łokciami i odgrywać pierwszoplanowe role. W 1978 roku Monaco zdobyło mistrzostwo. Dziewięć lat temu Lille zakończyło sezon na trzecim miejscu.

Anonimowi dla przeciętnego kibica piłkarze wstrząsnęli ligą francuską. Zajmują drugie miejsce w tabeli, a dziś mają szansę awansować nawet na pozycję lidera (jeśli wygrają z Valenciennes, a Bordeaux straci punkty z Lille). Pokonali już w tym sezonie m.in. Lyon i Marsylię – wymieniane wśród głównych faworytów rozgrywek, ale o tytule wolą głośno nie mówić. – Nie boimy się nikogo, jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi, ale nie będziemy raczej mistrzami – powtarzają zawodnicy, których nazwisk Europa dopiero się uczy.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie