Lapidarność tego stwierdzenia mówi wiele o autorze, który w czterech słowach potrafił zawrzeć swoją sympatię do Legii, pogardę dla Polonii, odniósł się do kalendarza i przewidział to, co zdarzyło się na boisku. Legia wygrała 1:0.
Autor wpisał się też w chór mieszkańców Warszawy myślących podobnie. W stolicy większość stanowią kibice Legii, poloniści są w mniejszości. Można nawet powiedzieć, że w podziemiu, bo o ile chłopaka w szaliku Legii na ulicy spotkać nietrudno, o tyle w szaliku Polonii raczej nie. Takich odważnych widuje się tylko w okolicach Konwiktorskiej, i to w dniu meczu.
Legioniści mają to do siebie, że nie tolerują zwolenników innych klubów, z wyjątkiem Pogoni Szczecin, Zagłębia Sosnowiec i Olimpii Elbląg. Niedawno w metrze syna moich znajomych rozebrali rówieśnicy w szalikach Legii, bo myśleli, że wystający spod kurtki fragment czerwieni na szaliku chłopaka świadczy o jego przywiązaniu do Widzewa. Puścili go, bo to był szalik reprezentacji Polski.
Jest też w stolicy trzecia kategoria kibiców, do której ja należę. Wcale niemała grupa ludzi lubiących jeden i drugi klub, szanujących obydwa za stuletnie tradycje i wspaniałe przeżycia. Od mistrzostwa Polski, zdobytego przez Czarne Koszule na stadionie przy Łazienkowskiej w pierwszym roku po wojnie, po Ligę Mistrzów Legii, Kazimierza Deynę i Lucjana Brychczego. Na Legii się wychowałem, bo tam była lepsza piłka i grał mój brat, choć to Polonia chciała mnie kupić z Falenicy. Okazało się jednak, że jestem za stary (miałem 19 lat) i czarną koszulę włożyłem dopiero jako oldboj.
Zdaję sobie sprawę, że nie narzucę nikomu swoich poglądów, bo stosunki między obydwoma klubami są podobne do tych, jakie panują między Cracovią a Wisłą, ŁKS a Widzewem, Romą a Lazio, Realem i Atletico, Benficą i Sportingiem.