W Warszawie spiker mówił tak wyraźnie i powoli, a głośniki nastawiono na taką moc, że oczywiste było, do kogo wysyła informacje. Po meczu piłkarze przepychali się z ochroną, by dostać się do kibiców i przybić z nimi piątki przez bramę. Jakub Rzeźniczak, uderzony niedawno w twarz przez "Starucha", teraz mówił coś o policyjnym państwie. Obok kibiców Legii stali kibice Korony Kielce, tym razem mile widziani.
W Poznaniu piłkarze Lecha kibiców w trakcie meczu widzieli na telebimach. Po ostatnim gwizdku wbiegli na trybunę i pozdrawiali ich z tarasu.
Środowisko piłkarskie przedstawiło się Polsce jako sielanka, w którą bezprawnie zaingerował obcy. I ten obcy teraz dostanie za swoje, bo nie wie, z kim zadarł. Premiera Donalda Tuska na stadionach i przed nimi lżono chóralnie. Było jednak spokojnie. Przypominał się finał Pucharu Polski, który też zaczął się od solidarnego opuszczenia trybun przez kibiców Legii i Lecha. Zostawili wtedy transparent: "Chcemy być traktowani jak normalni obywatele, czy to zbyt wiele?". Po ostatnim gwizdku zepsuli jednak cały efekt.
Kłódki na bramach stadionów niczego nie zmienią. Lepiej byłoby osądzić winnych wydarzeń w Bydgoszczy. Tych, którzy zniszczyli trybunę, policja musi odszukać, adres organizatora spotkania jest znany. Siedziba PZPN znajduje się w Warszawie przy ulicy Bitwy Warszawskiej 7.