Bo wiadomo: Jose Mari Bakero to jest trener przypadkowy. Właściwie żaden trener, tylko jakiś uzurpator, któremu w Barcelonie się nie udało zaczepić, więc krąży po Polsce, wyciągając dobre pensje na znane nazwisko, zatrudniając gdzie może swoich braci i synów. Jeśli coś się drużynie Hiszpana udaje, to tylko mimo niego, a nie dzięki niemu.

Polonię Warszawa Bakero wziął w strefie spadkowej, uratował przed degradacją, a w następnym sezonie oddał, gdy była w czołówce. Usłyszał, że za pieniądze prezesa Wojciechowskiego to każdy by potrafił. Ale ani poprzednicy Bakero, ani jego następca Paweł Janas jakoś nie potrafili. Janas w poprzednim sezonie zdobywał średnio dwa razy mniej punktów od niego.

Lecha Bakero przejął na trzecim miejscu od końca i wyprowadził w górę, zatrzymując się trzy punkty od awansu do pucharów. Teraz zrobił z niego lidera. Ale pewnie usłyszy, że Lech liderem zrobił się sam, wystarczyło, że Bakero nie przeszkadza Semirowi Stiliciowi i Artjomowi Rudniewowi, nie sięga lewą ręką do prawego ucha, jak choćby w meczach Ligi Europejskiej ze Sportingiem Bragą, gdy tak namieszał, że drużyna odpadła. Wprawdzie potem Braga wyeliminowała jeszcze Liverpool, Dynamo Kijów, Benficę i doszła do finału, ale to przecież naszego uzurpatora z Hiszpanii nie usprawiedliwia.

Gdy przenosił się do Poznania ostatniej jesieni, witały go okrzyki „Chcemy trenera, nie Bakera". Zatrudnienie go nie było wyborem ani prezesa Andrzeja Kadzińskiego, ani ówczesnego dyrektora sportowego Marka Pogorzelczyka. Na Bakero uparł się sam największy szef, czyli właściciel Amiki Jacek Rutkowski, i on zdecydował, że Hiszpan zostaje, mimo że wiosną zwalniano go w mediach co kilka dni, winiąc za to, że Lech jednak nie dobrnął do miejsca dającego europejskie puchary.

Czasami się wydaje, że Bakero obrywa głównie za to, że przyjechał z Barcelony, a nie jest Pepem Guardiolą. Nie jest i nikogo nie przekonuje, że będzie. Nie używa barcelońskiej przeszłości jako tarczy, nie mówi: grałem w Dream Teamie, klękajcie narody. Raczej się złości, gdy go ktoś prosi, by się trochę pochwalił znanymi kolegami albo tym, że był asystentem u Louisa van Gaala razem z Jose Mourinho. Chce być rozliczany tu i teraz, więc może pora wreszcie na tę prośbę przystać?