Tak naprawdę w Neubrandenburgu walki nie było.
27-letni Proksa bawił się z byłym mistrzem świata i Europy jak kot z myszą. A przecież Sylvester (31 lat) to pięściarz solidny, nikt wcześniej go tak nie upokorzył.
Niemcowi, który tytuł mistrza świata stracił w maju, wygrana z Proksą miała raz jeszcze otworzyć drzwi na salony. Mógłby wtedy próbować odzyskać pas, teraz musi się zastanowić, czy jest sens dalej walczyć.
– Myślałem, że będzie trudniej – powiedział po walce Proksa, który prezentował się w Neubrandenburgu jak młody Roy Jones junior. To była bokserska sztuka oparta na instynkcie. Nisko opuszczone ręce, znakomite wyczucie dystansu i ciosy bite tak, że Sylvester nawet nie próbował się bronić. Kiedy po trzeciej rundzie trener Karsten Roewer powiedział do niego w narożniku: – Decyzja należy do ciebie, były mistrz świata długo się nie zastanawiał.
– Nie było sensu dalej walczyć. Miałem głębokie rozcięcie nad okiem, niewiele widziałem. Tego dnia już nic bym nie wskórał – tłumaczył, dlaczego się poddał.