Piątkowy mecz z Serbią był ważny, zwycięstwo dawało Polkom pierwsze miejsce bez względu na wynik spotkania Rosji z Holandią i gwarantowało, że w półfinale nie trzeba będzie grać z Turcją – gospodarzem turnieju.
Porażka oznaczałaby konieczność nerwowego czekania na to, co zdarzy się w ostatnim meczu grupy 2. Na szczęście Polki wygrały, choć trzymały kibiców w niepewności do samego końca. Pierwsze dwa sety wygrały, bo były silne słabością rywalek. Serbki, trochę już zrezygnowane odpadnięciem z walki o igrzyska, popełniały błąd za błędem, a zawodniczki Alojzego Świderka potrafiły z tego korzystać. Dobrze serwowały, a potem ustawiały szczelny blok, w który rywalki uderzały bezradnie niemal w każdej akcji.
Przy takiej grze nie przeszkadzała nawet słabsza forma rozgrywającej Katarzyny Skorupy i atakującej Katarzyny Skowrońskiej.
Niestety, w trzecim secie role się odwróciły. Polkom zaczęły trząść się ręce, a zmiany przeprowadzane przez trenera zamiast pomóc, wprowadzały jeszcze więcej chaosu. Z presją zupełnie nie radziła sobie rezerwowa rozgrywająca Joanna Wołosz, która kilka razy wystawiała piłkę za plecy koleżankom.
Piąty set to najpierw trzęsienie ziemi, a potem mozolne wychodzenie z kłopotów. Na szczęście w porę funkcjonować zaczął blok – najgroźniejsza broń Polek. Szkoda tylko, że w meczu, który można było wygrać lekko, łatwo i przyjemnie, straciły tak dużo sił.