Tevez sprzątający śmieci, Tevez oprowadzający turystów po Manchesterze, Tevez uczący się języka angielskiego – to tylko niektóre z propozycji dziennika „Telegraph" dla napastnika City, jak odpracować karę wymierzoną przez sąd w Macclesfield. Karę, która – choć może ciężko w to uwierzyć – jest o 16 godzin dłuższa, niż czas spędzony przez Argentyńczyka na boiskach Premiership.
„Musi pan zrozumieć, że jest wzorem dla tysięcy, jeśli nie milionów, kibiców. Słyszeliśmy, że jest panu przykro, ale nikt nie stoi ponad prawem. Nie powinien pan kierować autem bez prawa jazdy i ubezpieczenia" – brzmiało uzasadnienie wyroku.
Był 7 marca, kiedy wracający z pola golfowego Tevez wpadł w ręce brytyjskiej policji. Piłkarz prowadził swoje porsche Cayenne, mimo że w styczniu odebrano mu prawo jazdy na pół roku. Kilka dni później Tevez zdobył hat-tricka w ćwierćfinale Pucharu Anglii z Barnsley (5:0). – Jeśli areszt miał na niego taki wpływ, to chciałbym, żeby teraz zatrzymywali go codziennie – żartował Roberto Mancini.
Argentyńczykowi nie było jednak do śmiechu, groziło mu nawet więzienie, ale jego adwokat Gwyn Lewis to specjalista od wyciągania ludzi z kłopotów. Nie przez przypadek ma pseudonim „Czarodziej Merlin". Bronił już m.in. byłych zawodników City Shauna Wrighta-Phillipsa i Joeya Bartona.
Barton został skazany na 200 godzin prac społecznych za pobicie trzy lata temu na treningu kolegi z Newcastle Ousmane'a Dabo. Sprzątał m.in. stadion rugby. Eric Cantona znokautowanie w 1995 roku ciosem kung fu kibica Crystal Palace odpokutował, prowadząc przez 120 godzin piłkarskie zajęcia dla dzieci. Miał na to dużo czasu, bo angielska federacja zdyskwalifikowała go na osiem miesięcy. Tevez grać może, dlatego wykonanie kary trochę potrwa. Ma rok. W najlepszym przypadku zajmie mu to dwa miesiące, ale musiałby pracować w maksymalnym wymiarze, czyli po 35 godzin tygodniowo. Pod koniec sezonu trudno sobie to wyobrazić.